Rozdział 6.
~~*~~
(Kryspin)
Zabrzmiał
dzwonek na przerwę. Kryspin niemalże wybiegł z klasy, uśmiechając się przy tym
promiennie. Koledzy spojrzeli na niego jak na jakiegoś idiotę, ale chłopak nie
zwrócił na to uwagę. Jego głowę zaprzątała jedna myśl – wreszcie może spotkac
się z jego, no może nie jego, czarnowłosą pięknością.
Gdy
już opuścił budynek szkoły, jego oczom ukazał się obraz, o którym myślał przez
całą lekcję. Dziewczyna siedziała na pobliskiej ławce i bawiła się telefonem.
Podszedł do niej dyskretnie od tyłu i zasłonił jej oczy.
-
Jak myślisz, kim jestem? – rzucił, nieudolnie zmieniając barwę głosu.
Czarnowłosa zaśmiała się lekko.
-
Kryspin – odpowiedziała, łapiąc go za dłonie i zdejmując je ze swojej twarzy. –
Czekałam na ciebie godzinę. Gdzie idziemy? – spytała, gdy chłopak stanął obok
niej.
-
Godzinę? – spytał zdziwiony. Z tego co wiedział dziewczyna miała kończyc dopiero
teraz. – Czemu godzinę?
Czarnowłosa
machnęła ręką.
-
Zwolnili nas z ostatniej godziny bo historyczka się rozchorowała czy coś
takiego. Więc gdzie idziemy? – ponowiła pytanie.
-
Może do parku?
Dziewczyna
w odpowiedzi kiwnęła głową i skierowali się do pobliskiego skweru.
Kilkanaście
minut później byli na miejscu. Spacerowali rozmawiając i żartując. Kryspinowi
robiło się ciepło na sercu za każdym razem, gdy tylko dziewczyna zaśmiała się
lub cokolwiek opowiadała. Bardzo polubił jej towarzystwo już od ich pierwszej
rozmowy w klubie. Wtedy Malwina, bo tak jej na imię, wydawała się nieco nieśmiała,
ale po bliższym zapoznaniu, można śmiało stwierdzic, że to tylko pozory i wcale
taka nieśmiała nie jest. Co prawda, znali się dopiero kilkanaście dni, ale
chłopak czuł, że jest to znajomośc na dłuższy czas, a może na zawsze?
Uśmiechnął się pod nosem.
-Cóż
to za tajemniczy uśmieszek? – spytała dziewczyna, przerywając jakąś historię,
którą właśnie opowiadała. – Eh, pewnie nie słuchasz tego, co mówię –stwierdziła
pąsowiejąc.
-Nie,
nie. Słucham. Oczywiście, że słucham – odparł, rumieniąc się lekko. Gdyby
Malwina wiedziała, że zamiast ją słuchac, myśli o czymś zupełnie innym… Na
przykład o tym, że chyba się w niej zauroczył. Pokręcił głową na samą myśl o tym.
Chyba umarłby ze wstydu. A gorzej byłoby, gdyby dziewczyna nie czuła tego co
on.
Spacerowali
w ciszy, która o dziwo nie
była nużącą, czy też krępująca. Przemierzali właśnie ścieżkę, która z jednej
strony otoczona była niewysokim murkiem, za którym rozciągała się rzeka, a po
drugiej stronie ścieżki, było duże wzniesienie pokryte trawą i drzewami. Było
to chyba najładniejsze miejsce w całym tym parku.
Ich dłonie musnęły się lekko, a po ciele chłopaka
przeszedł dreszcz. Odsunął się lekko.
Ah! Zachowuję się jak jakiś nieudacznik,
pomyślał machając głową. Malwina zaśmiała się na ten widok i złapała go za
dłoń. Serce Kryspina zaczęło momentalnie szybciej bić.
Wdech i wydech. Ogarnij się. Tylko trzyma
twoją dłoń. To nic takiego, stary. Tylko ręka, tylko ręka… Trzymałeś za ręce
już pełno dziewczyn. To nic, że to ręka Malwiny. Cholera…
- Może usiądziemy?
- rzuciła czarnowłosa, wskazując na starą ławkę.
- Tak, tak.
Usiądźmy – odpowiedział na pozór spokojnie Kryspin.
- Czemu Maurycego
nie było w szkole? Coś się stało, czy po prostu wagaruje? - Chłopak zmarszczył
brwi słysząc te pytania. Szczerze mówiąc, niezbyt chciał, aby dziewczyna mówiła
lub pytała o Maurycego. Nie żeby był zazdrosny. Nie, nie… On tylko… Czuł się
zagrożony. Nie wiedział, czego może spodziewac się po Maurycym. Co prawda,
czarnowłosy w stosunku do niego i Aniki, nigdy nie był zły, ale to tylko
Maurycy - egoistyczny dupek. Nie żeby Kryspin go nie lubił. Bynajmniej. Lubił
go i to bardzo. Traktował go jak przyjaciela, ale to nadal Maurycy… A oprócz
tego, została druga sprawa – nie wiedział, czy może cokolwiek powiedziec o tym,
co przytrafiło się czarnowłosemu. Anika mu zabroniła, mimo iż sama wygadała się
przed Aaronem, więc on też może, prawda?
- Był w szpitalu –
powiedział spokojnie – Ale to nic takiego - dodał szybko, po tym jak zobaczył przerażoną
twarz dziewczyny. – Już jest spoko. Dzisiaj został wypisany, pewnie jest już w
domu…
- Ah, tak –
mruknęła dziewczyna, marszcząc brwi. – To może pójdziemy do ciebie, co? –
zaproponowała.
- Ta, chodźmy –
odparł niechętnie Kryspin, ale widząc jak dziewczyna uśmiechnęła się na jego
odpowiedź – sam odwzajemnił uśmiech. Co prawda z jego strony mocno wymuszony… Niezbyt
chciał zaprowadzic ją do jego domu. Tym bardziej, że zapewne był w nim już Maurycy.
Ale cóż miał poradzic na to, że ona chce tam pójść? Nic nie mógł zrobic. Taka
prawda. Miał złe przeczucie, choc sam nie wiedział dlaczego…
~~*~~
(Maurycy)
-
Wreszcie w domciu - odetchnałem z ulgą.
- Chcesz się czegoś napic? - spytałem niechętnie blondyna, który ni z tego, ni
z owego, wpakował się razem ze mną do domu. Mógł przecież położyc moją walizkę
i pójść do siebie. Nikt mu nie kazał zostawac. Broń Boże! Kto by chciał z nim
zostac? Na pewno nie ja… Uwierzcie, mogłem znaleźć milion innych rzeczy, niż
użeranie się z tym głupkiem, który chciał mnie oczernic przed ludzmi w
tramwaju. Na samą myśl tego czegoś, zmarszczyłem ze złości brwi. Nigdy mu tego
nie zapomnę…
- Może być woda –
odpowiedział, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ok. To idź do
mojego pokoju. To ten drugi z prawej strony, na pierwszym piętrze - zaczekałem,
aż chłopak wejdzie po schodach i stracę go z oczu, dopiero wtedy poszedłem do
kuchni. Spojrzałem na butelki z wodą, były same smakowe. Nie miałem pojęcia, czy
on takie lubi, już nie wspominając tego, że nie wiedziałem jaki smak lubi. Nic
o nim nie wiedziałem. A zresztą, po co miałaby być mi potrzebna ta wiedza?
Zgarnąłem pierwszą
lepszą wodę truskawkową. Niemalże każdy lubi truskawki, prawda? No może oprócz
mnie. Ja ich nie lubię, ale ja to ja… Dla siebie zrobiłem kawę, po czym prędko
ruszyłem do pokoju.
Gdy otworzyłem
drzwi, spostrzegłem, że chłopak chodzi po pokoju i bacznie się rozgląda. Najpierw
stanął przed półką, na której stały jakieś zdjęcia przedstawiające głównie
mnie, Anikę i Kryspina oraz naszego dawnego współlokatora – Michała. Uśmiechnął
się lekko, a na jego policzkach ukazały się dołeczki. Dobra, muszę stwierdzic,
że są urocze. Tylko dołeczki oczywiście, nie on cały!
Później zatrzymał
się naprzeciwko moich rysunków i wpatrywał się w nie, a ja w chłopaka.
Widocznie nie zauważył, że wszedłem, bo nawet na mnie nie zerknął. Podszedłem
do niego jak najciszej.
- Zainteresowały
cię moje prace?
Aaron prawie
podskoczył, gdy mnie usłyszał. Zaśmiałem się lekko i podałem mu szklankę z
wodą.
- Są dziwne –
odparł niepewnie, dalej im się przyglądając.
Dziwne? Dziwny to
jesteś ty.
- Co jest w nich
dziwnego? – spytałem, wysoko unosząc brew. Nie żeby obchodziła mnie jego
interpretacja rysunków, to tylko taka zwykła, ludzka ciekawośc…
- Gdy na nie
patrzę, momentalnie staję się smutny – mruknął, pijąc wodę w międzyczasie.
Skrzywił się lekko, połykając ją.
No nie mówcie, że
jest akurat w tej małej grupie ludzi nielubiących truskawki? O Jezu…
- Daj to – wyrwałem
mu szklankę. – Mogłeś powiedziec od razu, że nie lubisz tych cholernych
truskawek. Pójdę nalac jakaś inną. Jest jeszcze cytrynowa i brzoskwiniowa. Może
być? – spytałem, kierując się do wyjścia. Poczułem ciepłą dłoń na swojej, gdy
nacisnąłem klamkę, aby otworzyc drzwi.
- Nie musisz. Ta
jest dobra. Cokolwiek zrobisz jest dobre – stwierdził miękko chłopak, a mnie
przeszedł dreszcz.
Spojrzałem na niego
zdezorientowany. Z jakim on mi tu tekstem wyskakuje. Co to ma w ogóle być?
Cokolwiek zrobię jest dobre? Ha! Dobre sobie. Z takimi czymś to nie do mnie…
-Słuchaj –
odwróciłem się do niego. Stał o wiele za blisko. Nie żeby mi przeszkadzał czyjś
dotyk lub taka bliskośc. Oczywiście, że nie. Przecież mówimy tu o mnie.
Jednakże z nieznanych mi przyczyn, on mi przeszkadzał. Oblukałem go od dołu do
góry. Był ładnie ubrany. Granatowe rurki opinały się na widac umięśnionych
nogach. Kremowa koszulka w jakieś dziwne wzorki, była lekko za duża, ale mimo
to ładnie leżała na ciele. No nie oszukujmy się, twarz przystojna. Nawet
bardzo. Szczególnie oczy i usta. Tak, oczy. Takie czarne, tajemnicze, piękne.
Niemalże nie można odróżnic źrenic od tęczówki. Mógłbym się w nie wpatrywac i
wpatrywac… Chyba mam jakiś fetysz czarnych oczu… Wygląda bardzo dobrze, więc
czemu nie chcę, aby mnie dotykał? Przygryzłem wargę. Trzeba odgonic
niepotrzebne myśli. Tak, tak. Jakie znowu ładne oczy? Pfff. Zwariowałem w tym
szpitalu, serio. – Przestań wygadywac takie rzeczy. Bardziej cię od tego nie
polubię, więc to bezsensu. Nie wysilaj się.
- Wiem, że takie
słowa nie zmienią twojego stosunku do mnie. – odpowiedział. – Ale chcę się z
tobą zaprzyjaźnic. Ale czekaj, powiedziałeś ‘’bardziej cię od tego nie polubię’’,
czyli już mnie lubisz?
Zaśmiałem się. Zaprzyjaźnic?
Ze mną? Jestem ostatnią osobą, z którą można się zaprzyjaźnic. Niedoczekanie. A
tak w ogóle, ja go nawet nie lubię…
- Głupi jesteś?
Taka osoba jak ty, nigdy nie stanie się moim przyjacielem – stwierdziłem
oschle. Nie ma co chłopaka oszukiwac. Niech sobie jak najprędzej wybije z głowy
te durnowate myśli i plany na przyszłośc. – Z tego co wiem, przyjaźń jednostronna
nie może istniec, a więc masz problem. A teraz poczekaj tu, pójdę po nową wodę
– rzuciłem i szybko wyszedłem z pomieszczenia. W tym momencie być jak najdalej
od niego, to był mój priorytet, który niestety nie doszedł do skutku, bo
chłopak nie posłuchał i ruszył za mną.
Westchnąłem
przeciągle. Głupi, a na dodatek upierdliwy.
- Więc może
cytrynowa, czy coś innego? – spytałem beznamiętnie, podchodząc do półki.
- Może być
cytrynowa - odparł siadając przy stole.
Podałem mu szklankę
i zajrzałem do lodówki, która świeciła pustkami. I gdzie jest niby te jedzenie,
które miała kupić Anika? Czyżby już je zjadła? Prychnąłem.
- Jak dawno temu
wyszła Anika?
- Rano. Obydwoje
nie poszliśmy do szkoły. Napisała mi smsa, że pójdzie zrobić zakupy i spytała,
czy mógłbym odebrać cię przed południem ze szpitala.
Spojrzałem na
zegarek na ręce.
- Już powinna być –
stwierdziłem.
Sięgnąłem po
telefon i napisałem do niej wiadomośc.
Ja:
''Zrobiłaś zakupy?
Za ile będziesz?''
Kiladziesiąt sekund
później przyszła odpowiedź.
Anika:
'' Nie zrobiłam.
Wybacz. Jestem zajęta. Wrócę późno. Ty możesz iść do sklepu. Niech Aaron ci
pomoże albo Kryspin. Papa, kochany.''
- Cholera -
wydarłem się na cały pokój. Aaron spojrzał na mnie pytająco. - Nie zrobiła i
nie zrobi zakupów. Ty możesz iść do sklepu - te ostatnie zdanie powiedziałem
udając ją. Co za życie… Przychodzę do domu po pobycie w durnym szpitalu, po
jedzeniu ohydnego szpitalnego jedzenia, z myślą, iż wreszcie będę mógł zjeść
jakieś dobre, domowe żarcie, ale nie. Oczywiście nikt nie zrobił cholernych
zakupów. Mnie nie było, to musieli pewnie zdychac z głodu. Eh… Co oni by beze
mnie zrobili?
- Możemy iść razem. Nie powinieneś wychodzić
sam po tym, co ci zrobiono – rzucił chłopak. Spojrzałem na niego jak na głupka.
Co on Matka Teresa? Czy ja jestem małym dzieckiem potrzebującym pomocy?
- Wiesz co? -
podszedłem do niego blizej. - Jeżeli myslisz, że to co mi się przytrafiło
ruszyło mnie w jakiś sposób, to muszę cię rozczarować. Już dawno o tym
zapomniałem. - Odwróciłem się do niego i podniosłem bluzkę do góry. - Widzisz
te blizny? Nie są bardzo widoczne, ale zauwazysz je, jeżeli się przyjrzysz.
- Widzę – odparł,
wpatrując się w moje plecy ze zmarszczonymi brwiami.
Opuściłem bluzkę i
spojrzałem na niego. Miał zdezorientowana minę. Postanowiłem, że nie powiem mu
nic więcej. Zobaczył moje blizny, więc niech się teraz głowi, co mi się takiego
przytrafiło, że je mam… Ha! No dobra... Wiem, że to takie dziecinne zachowanie,
ale sami zrozumcie. Ten człowiek mnie wkurza tak, że aż sam chcę go wkurzac…
Zza drzwi zaczęły
dobiegac jakieś hałasy. W pierwszej chwili pomyślałem, że to Anika i, że będę
mógł ją ochrzanic za te cudowne zakupy, których nie zrobiła, ale szybko
przekonałem się, iż to nie ona.
- Maurycy już powinien
być w domu. Chcesz go poznać? – odezwał się znajomy, męski głos. Podszedłem do drzwi
i je otworzyłem. Na korytarzu stał Kryspin z jakąś, znajomą dziewczyną. Tylko
skąd ja ją kojarzyłem? Przechyliłem głowę, wpatrując się w nią. Dziewczyna
speszyła się lekko, ale nie odwróciła wzroku.
- O, widzisz. Jest
- powiedział rudowłosy do dziewczyny, wskazując na mnie. Dziewczyna uśmiechnęła
się lekko, nadal patrząc mi w oczy.
- Malwina – przedstawiła
się, podając mi dłoń. Odwzajemniłem uścisk.
- Maurycy, ale to już
wiesz - odparłem z uśmiechem. - A ten, który tam siedzi, to – największy głupek
jakiego znam - Aaron - dodałem obojętnie, wskazując kciukiem na chłopaka siedzącego
za mną. Blondyn pomachał do niej, po czym wstał i przywitał się zarówno z Malwiną
jak i Kryspinem.
- Malwina chciała
cię poznac – oznajmił Kryspin. Spojrzałem najpierw na nią, a później na niego.
Przewróciłem oczami i kiwnąłem lekko głową. Chciała mnie poznac? A to ciekawe…
- No to już mnie
poznałaś – zwróciłem się do dziewczyny oschle, a ta spojrzała na mnie
niepewnie. – A teraz idę do sklepu z – tym głupkiem – Aronem – dodałem i
machnąłem do chłopaka, aby za mną poszedł.
- Ta Malwina –
zaczął mówic Aaron. – To jak się na ciebie patrzyła było dziwne.
Parsknąłem.
- Też to
zauważyłem. Patrzy na mnie jak trzy czwarte dziewczyn w szkole – odparłem
rozbawiony. – Pozostała częśc to lesbijki.
- Nie zamierzasz
jej chyba… no wiesz? – spytał. Spojrzałem na niego kpiąco i uśmiechnąłem się.
- Może tak, może
nie. Kto wie? – Chłopak zagrodził mi drogę i złapał mnie za ramię.
- Chcesz zranic
swojego przyjaciela, idioto? – warknął. Zmarszczyłem czoło. Co go obchodzi, co
zrobię? Ale mówiąc serio, nigdy nie zrobiłbym takiej rzeczy Kryspinowi. Taką
świnią to ja nie jestem. Chyba…
Aaron pogłębił uścisk
na moim ramieniu, zapewne widząc moje wahanie.
- Coś za dużo
przemocy używasz wobec mnie. Czyżbys lubił BDSM?
- Ale jesteś
zabawny – powiedział ironicznie. – A nawet jeśli lubię, to co ? – puścił mnie i
ruszył dalej. Podbiegłem do niego.
- Zaciekawiłeś mnie
tym. Serio lubisz? – Aaron wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział. – Bo
wiesz, ja lubię – puściłem do niego oczko. Chłopak uśmiechnął się pod nosem.
Kilka minut później
doszliśmy do pobliskiego hipermarketu. Poszedłem do pierwszego lepszego działu,
jak się okazało z nabiałem i wpatrywałem się w sery, mocno zastanawiając się,
czy chcę którykolwiek z nich kupic. Gdybym w życiu miał tylko takie
zmartwienia, jak wybór sera… Wszystko byłoby takie błahe.
W końcu wybrałem
jakiś, czując na sobie wzrok zniecierpliwionego Aarona, przestępującego z nogi
na nogę. Chyba mu się nudziło. No cóż. Nikt mu nie kazał iśc, prawda?
- Jesteś gorszy od
bab – mruknął pod nosem, a ja udałem, że go nie usłyszałem i ruszyłem dalej.
Jeszcze śmie mnie obrażac! Bezczelny.
W dziale z
pieczywem zauważyłem stojącego Kajetana. Zawołałem jego imię, a gdy spojrzał na
mnie pomachałem do niego. Chłopak uśmiechnął się, ale chwilę później jego
uśmiech zniknął z twarzy. Ruszył w naszą stronę, wciąż wpatrując się w miejsce
obok mnie.
- Cześc, Maurycy.
Dawno cie nie widziałem – powiedział, przytulając mnie jednocześnie..
Spojrzałem na niego niepewnie. Co z nim? Zawsze ukrywał swoją orientację. No
dobra przyjaciół też tak można przytulac, ale ta ręka sunąca coraz niżej, w
stronę mojego tyłka... Odsunąłem się od niego z wymuszonym uśmiechem. – Cześc, Aaron
– zwrócił się do chłopaka obojętnie. Spojrzałem na nich. Wpatrywali się w
siebie w dziwny sposób.
Odchrząknąłem.
- Byłem w szpitalu,
dlatego mnie nie widziałeś – Przewodniczący zrobił duże oczy i złapał mnie za
twarz. Zaczął gładzic dłonią mój policzek.
- To cos poważnego?
– spytał zaniepokojony.
Pokręciłem
przecząco głową. Nie ma sensu wtajemniczac kolejną osobę.
- To nic takiego…
- Ale masz szramy –
przerwał mi. Zerknąłem na Aarona, który przypatrywał się nam z dziwnym wyrazem
twarzy. Uśmiechnąłem się niepewnie. Nie miałem pojęcia, co powiedziec
Kajetanowi…
- Uderzył twarzą w
drzwi, z których akurat wystawały w dwóch miejscach gwoździe – rzucił Aaron, a
ja kiwnąłem głową. Dopiero chwilę później trafiło do mnie to, co powiedział.
Spojrzałem na niego zdezorientowany. Drzwi? Gwoździe? O ludzie… Co to za
idiotyczny pomysł? W sumie to w jego stylu… Nawet dzieciak by w to nie
uwierzył, a co dopiero przewodniczący…
- Taa – mruknąłem. Kajetan
patrzył to na mnie, to na chłopaka obok.
- Rozumiem. Dobrze,
że nic złego ci się nie stało – uśmiechnął się, po czym zerknął na zegarek. –
Muszę iśc odebrac siostrę z przedszkola. Na razie – rzucił i odszedł od nas. Odprowadziłem
go wzrokiem po czym spojrzałem zażenowany na blondyna.
- Uderzył twarzą w
drzwi – powtórzyłem, udając chłopaka. – W drzwi z gwoździami. Co to ma być?! Myślisz,
że on w to uwierzył? Co za debilny pomysł…
Aaron zaśmiał się.
- Lepsze to niż
nic. No chyba, że wolałeś, aby poznał prawdę, a po twojej minie stwierdziłem,
że raczej nie.
Westchnąłem. Miał
rację. Nie chciałem, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Nawet Kajetan.
- Nie podziękuję ci
– odparłem i ruszyłem dalej. Chłopak podążył za mną nadal się śmiejąc. - Ale
mogę ci zaproponować pójście jutro do klubu.
- Kto jeszcze
będzie? – spytał. – Bo zgaduję, że tylko ze mną byś nie poszedł.
Kiwnąłem głową. Dobrze,
że chociaż z tego zdawał sobie sprawę.
- Anika, Kryspin,
ta Malwina. Jeszcze ktoś pewnie pójdzie. Więc, chcesz iśc?
- Chcę...
*************************
Rozdziały postaram się wrzucac co ok. 2 tygodnie. Chciałabym szybciej, ale niestety klasa maturalna. Zrozumcie ten ból. ^^
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze i oczywiście zapraszam do dalszego komentowania, oceniania, krytykowania, cokolwiek. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz