Opis

OPOWIADANIE ZAWIESZONE NA CZAS NIEOKREŚLONY!

Opowiadanie o tematyce homoseksualnej męsko- męskiej, zawierające sceny seksu i przemocy.




wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 2.

Rozdział 2.

~~*~~
(Maurycy)

1 września. 
Godzina 8:05 


     Jakieś niewyraźne głosy zaczęły docierać do mojej głowy. Przekręciłem się na drugi bok i zakryłem poduszką, aby ochronić się od coraz głośniejszego hałasu. Poczułem ciężar na plecach.
     - Maurycy! Maurycy! Do cholery! Ile można cię budzić?! - piskliwy głos nie dawał mi spokoju. W końcu niechętnie otworzyłem oczy.
     - Czuję...na sobie..głaz - wymamrotałem zaspanym głosem.
     - Ja ci dam głaz, kretynie! - dziewczyna zdjęła poduszkę z mojej głowy i zaczęła nią uderzać.      - Wstawaj! Spóźnimy się przez ciebie na rozpoczęcie!
     - Nie mogę...wstać - wysapałem. - Siedzisz na moich plecach. - W końcu zeszła ze mnie, a ja  mogłem zaczerpnąć powietrza. - Wreszcie ulga. 
     - Wstawaj już - rzuciła we mnie ubraniami i wyszła z pokoju mocno trzaskając drzwiami. 
     Niechętnie podążyłem za wskazówką Aniki. Przeciągnąłem się jeszcze na łóżku i wstałem. Rozejrzałem się po pokoju. Czerwone ściany pokryte były gdzieniegdzie moimi rysunkami. Na podłodze walały się ciuchy, kartki i inne dziwne rzeczy.
     - Czemu tutaj jest taki bajzel? - spytałem sam siebie. Nie przypominam sobie jakiejkolwiek imprezy w moim pokoju...chyba. Przeczesałem palcami potargane od spania włosy. Są już za długie. Muszę je obciąć.
     Westchnąłem na samą myśl o tym, że będę musiał po powrocie posprzątać. Sięgnąłem po rzucone przez dziewczynę ubrania i uśmiechnąłem się. Doskonale znała mój gust. Doczłapałem się szybko przez pobojowisko do łazienki i wziąłem szybki prysznic. 


     Kilkadziesiąt minut później wyszedłem z domu. Rozejrzałem się, lecz nigdzie nie widziałem moich współlokatorów. Zostawili mnie. Nie mogłem w to uwierzyć. Zawsze, ale to zawsze czekali na mnie, a dzisiaj mnie zostawili. Muszę przyznać, że byłem w lekkim szoku... 
     - Pożałują później - powiedziałem sam do siebie. Czasem trzeba rozmawiać z kimś inteligentnym, prawda? Na przykład z sobą. 
     Dzisiaj zaczynam 3 klasę liceum. Tylko kilka miesięcy. Szybko zleci, a później... No właśnie, co później? Stanąłem mimowolnie. Nigdy nie myślałem o tym, co chcę robić w przyszłości. To znaczy miałem jakieś pomysły, ale zawsze wydawały się głupie... 
     Zerknąłem na zegarek. Było już bardzo późno. Zaraz spóźnię się na tramwaj. Przyspieszyłem. Spojrzałem na stację i zacząłem jak najszybciej biec. Jeszcze tylko kilka metrów... Jeszcze tylko... Drzwi zaczęły się zamykać. Już prawie... i wtedy zobaczyłem czyjąś rękę uniemożliwiającą zamknięcie się drzwi. Wskoczyłem i wpadłem na nieznajomą osobę. Wylądowałem prosto w męskich, szerokich ramionach. Przez cienki materiał koszuli poczułem mięśnie, a do mojego nosa dobiegł przyjemny zapach, którym mocno się zaciągnąłem. Po chwili odskoczyłem szybko od niego, ponieważ ta sytuacja była...dziwna.  
     - Przepraszam...i dzięki - powiedziałem poprawiając czarną marynarkę. 
     - Nic nie szkodzi - odpowiedział chłopak głosem z lekką chrypką.
     Stanąłem na przeciwko niego nadal nie spoglądając mu w twarz. Stop. Co to ma być?! Zachowuję się jak jakiś frajer. Podniosłem głowę i spojrzałem na chłopaka. Blond włosy lekko sięgały szyi, a jego niemalże czarne oczy patrzyły wprost na mnie. Na jego twarzy zagościł uśmiech. 
     Nie możesz odwrócić wzrok. Nie możesz. Patrzyłem na niego, a on na mnie. Bez jakichkolwiek słów. Jechaliśmy dalej i dalej patrzyliśmy sobie w oczy. Żaden nie chciał przerwać tego spojrzenia. Po pewnym czasie usłyszałem komunikat o stacji, na którą dojechaliśmy. Spojrzałem na szybę, tym samym pierwszy odwracając wzrok. Wreszcie. Gdy tramwaj stanął, jak najszybciej wysiadłem dalej czując wzrok na swoim ciele. 


     Chodnikiem szło wielu ludzi. Głównie byli to uczniowie. Słyszałem rozchichotane dziewczyny, które szeptały do siebie.
     - Patrz jaki przystojniak. Ciekawe do, której klasy chodzi? 
     - Musimy go poznać. 
     - To Maurycy z  trzeciej 'b'. Jesteście pierwszakami, więc jeszcze nie macie przyjemności go znać - wtrąciła się jakaś dziewczyna. Wyraźnie wywyższała się. Czyżbym z nią spał?  
     Westchnąłem. Kiedy chciałem zaspokoić się fizycznie takie dziewuszki albo chłopaczki byli dobrzy. Mogłem ich śmiało wykorzystać. Oni nie mieli żadnych sprzeciwów, a ja byłem zaspokojony. Co z tego, że później płakali i chodzili za mną. Przecież nie zgadzałem się na żaden związek, tylko na jednorazowy numerek, prawda? Zero wyrzutów sumienia. Nikogo do niczego nie zmuszałem. Z drugiej strony... Zatrzymałem się pogrążony w myślach. Przyłożyłem palec wskazujący do ust i przygryzłem koniuszek. Zawsze tak robiłem, gdy o czymś myślałem.
 ...Z drugiej strony nie zawsze zgadzałem się na seks. No nieważne. Potrząsnąłem głową i ruszyłem dalej w stronę głównych drzwi. 
     Przemierzałem korytarz wciąż czując na sobie wzrok ludzi. Słyszałem westchnięcia, szepty. Co jakiś czas uśmiechnąłem się lub puściłem oczko w stronę jakiejś grupki. Na co dziewczyny, a nawet chłopaki(!) prawie mdleli. Czułem się jak model stąpający po wybiegu. Byłem w centrum uwagi, wszystkie oczy skierowane tylko i wyłącznie na mnie. Piękne uczucie, gdy czujesz się taki... inny, oryginalny. Wszyscy cię pożądają...
     Wszedłem na halę, gdzie co roku odbywało się rozpoczęcie roku szkolnego. Zacząłem rozglądać się i zauważyłem Anikę, która akurat spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się i zaczęła machać rękoma, abym do niej przyszedł. Po przedarciu się przez tę dżunglę ludzi stanąłem obok niej i schyliłem się, aby móc szepnąć jej do ucha. 
     - Gdzie. Wy. Cholera. Poszliście. Beze. Mnie. - przygryzłem wargi i spojrzałem na nią krzywo. 
     - Stwierdziliśmy z Kryspinem, że jeśli zostawimy cię będzie zabawnie - uśmiechnęła się udając niewiniątko. 
     - Ponieważ jesteś dziewczyną nie oberwiesz, ale Kryspin...- urwałem i zacząłem wzrokiem szukać rudej czupryny. Wtedy trafiłem na coś, co bardziej zwróciło moją uwagę. Czarne oczy znowu wpatrujące się we mnie. Zmarszczyłem czoło i głośno przełknąłem ślinę.
     - Mauryś, na co się tak patrzysz? - spytała Anika klepiąc mnie w ramię i próbując dojrzeć, co takiego przykuło mój wzrok. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się. 
     - Na nic takiego - odpowiedziałem obojętnie.
     Dźwięk mikrofonu przerwał hałas wywołany rozmowami uczniów, którzy z wielkim przejęciem opowiadali sobie wzajemnie, gdzie to byli i co robili w wakacje. 
     -Witam wszystkich starych jak i nowych uczniów - dyrektor zrobił pauzę i spojrzał na rząd przerażonych pierwszoklasistów - w naszej szkole. - Jak co roku wygłaszał tę samą, nudną przemowę. W końcu po kilku minutach skończył. Ziewnąłem. - A teraz przemówi przedstawiciel Samorządu Uczniowskiego, Kajetan Lange. 
      Pewnym krokiem na scenę wszedł wysoki szatyn. Gdy stanął przed mikrofonem uśmiechnął się i zaczął mówić. 
     - W imieniu Samorządu Uczniowskiego pragnę powitać wszystkich starych uczniów po przerwie wakacyjnej. Jednakże najbardziej pragnę powitać nowo przybyłych. Czeka nas dziesięć miesięcy - urwał i spojrzał w stronę trzecioklasistów - niektórych nieco mniej, ciężkiej nauki. Nie przedłużając. W razie jakichkolwiek problemów albo pomysłów proszę zgłaszać się do pokoju uczniowskiego. Chętnie wysłuchamy, pomożemy. Życzę miłej i lekkiej nauki oraz dobrych wyników.
     Gdy skończył swoją przemowę i zaczął schodzić po schodkach prowadzących na scenę, po sali rozniosły się brawa i piski dziewczyn. Przewodniczący od początku był przez wszystkich szanowany i lubiany. Oprócz tego miał duże powodzenie. Przyznam, że niezłe ciacho z niego... 
     Dyrektor jeszcze raz zaczął mówić odnośnie tego, gdzie teraz mamy się skierować. Gdy skończył, wszyscy zaczęli wychodzić z hali. Istna dżungla. Chyba każdy może to sobie wyobrazić...
     Gdy oddaliłem się od grupy ludzi, aby nie zostać zmiażdżonym, poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu.. Odwróciłem się i spojrzałem w niebieskie oczy.
     - Przewodniczący - rzekłem z ulgą. Myślałem, że to ten blondyn. - Nie strasz tak ludzi. 
     Kajetan przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze twarze niemalże stykały się. 
     - Wpadniesz do pokoju uczniowskiego, po tym jak skończycie? - spytał lekko chuchając na moją twarz. Czuć było miętę. Jak zawsze zresztą.
     - Może - odpowiedziałem z uśmiechem i szybko odsunąłem się od niego. Ruszyłem w stronę mojej sali...

~~*~~


     Tyle wolnych miejsc w klasie, a te wkurzające czarne oczy musiały usiąść obok mnie! Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ciągle patrzyły na mnie jakby chciały mnie przeszyć na wylot. I do tego ten głupkowaty uśmieszek. 
     Westchnąłem. Za dużo wzdycham. Życie ze mnie ulatuje.  
     To nie miało być tak. Od zawsze siedziałem sam w ostatniej ławce pod oknem. Mogłem robić cokolwiek i nikt mi nie przeszkadzał. Nawet Anika ze mną nie siedziała bo wiedziałem, że skazany zostałbym na ciągłe wysłuchiwanie jej paplaniny. A teraz mój spokój został przerwany przez jakiegoś wkurzającego blondyna...
      Wychowawczyni ciągle pieprzyła jakiegoś głupoty pisząc coś na tablicy. Kompletnie nie mogłem się skupić. I to wszystko przez niego. Już dawno nikt tak na mnie nie działał. Zawsze cieszyłem się, że ludzie na mnie patrzą, ale on... jego spojrzenie... było nie do wytrzymania. 
     Czy ja wyglądam jak cholerna tablica?!
     Moja noga zaczęła dygotać. Co to ma być? Ścisnąłem pięści i przygryzłem wargę. Nie mogę tego wytrzymać. Czy nie ma na co się gapić?! 
     Wstałem jednocześnie robiąc hałas odsuwanym krzesłem. Wszyscy spojrzeli na mnie.
     - Coś się stało Maurycy? - spytała wychowawczyni uważnie mi się przyglądając. 
     - Przepraszam, ale muszę wyjść - powiedziałem i jak najprędzej skierowałem się w stronę drzwi. Zobaczyłem pytające spojrzenie Aniki. Pokręciłem głową dając jej do zrozumienia, że wyjaśnię jej wszystko później. 
     - Ale my już kończymy... - zamykając drzwi usłyszałem zdenerwowany głos nauczycielki.
Muszę się rozluźnić. Ten typek już i tak mnie zdenerwował swoją osobą. Prychnąłem i jak najszybciej skierowałem się do pokoju uczniowskiego... 

~~*~~

     Gdy otworzyłem drzwi od pokoju pierwszą osobę, którą zauważyłem, był siedzący w czarnym fotelu Kajetan. Miał przymknięte oczy. Czyżby spał? Podszedłem bezszelestnie i pogładziłem go po policzku. Zmarszczył brwi i otworzył oczy. Na mój widok, uśmiechnął się.  
     - Widzę remoncik był w wakacje - zacząłem chodzić i rozglądać się po pokoju. Kolor ścian został zmieniony na żółty. Czuć jeszcze było zapach farby. 
     - Tak - odpowiedział przewodniczący patrząc na mnie z pożądaniem, po czym wstał kierując się w moją stronę.
     Gdy zbliżył się do mnie złapał moją twarz w dłonie i zaczął namiętnie całować. Oddałem pocałunek. Całował bardzo dobrze. Jego duże usta zawsze były miękkie, a zapach mięty przyjemnie działał na moje zmysły. Złapałem go za marynarkę i oderwałem nasze usta od siebie.
     - Myślałem, że zaprosiłeś mnie na herbatkę - uśmiechnąłem się uwodzicielsko i oblizałem wargi.
     - Herbatka może być później - odpowiedział przewodniczący zdejmując moją marynarkę i rozpinając koszulę. Zaczął lekko gryźć i całować moją szyję. Wsunąłem rękę w jego spodnie i zacząłem masować jego męskość. Kajetan cicho jęknął i zaczął intensywniej obdarowywać mnie pocałunkami... 
     - Przepraszam, ja przyszedłem w sprawie...- głos urwał się. Spojrzałem w stronę drzwi, w których stał blondyn i patrzył na zaistniałą sytuację z szeroko otwartymi, czarnymi oczami...  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(Korektę zrobię później.) 

Zapraszam do komentowania, oceniania, krytykowania, whatever... 





poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 1.


Rozdział 1.

~~*~~
(Maurycy)

    Teraźniejszość.

    Noc z 29/30 sierpnia.

    Muzyka rozbrzmiewała w mojej głowie coraz bardziej raniąc bębenki. Ruszałem się nie zważając nawet na muzykę. W dłoni trzymałem szklankę z jakimś drinkiem którego co jakiś czas popijałem. Alkohol coraz bardziej uderzał do mojej głowy. Nie pamiętałem, ile już wypiłem, ani co wypiłem.
    Co chwile ktoś wpadał na mnie lub ocierał się o moje ciało. Nie zwracałem uwagę na to, że czasem z mojej szklanki wylał się napój. Byłem zupełnie w innej galaktyce. Świat zewnętrzny zupełnie się nie liczył. Byłem niczym opętany tańcząc na środku sali. Tylko ja i muzyka.
    Poczułem czyiś oddech muskający moje ucho, który zupełnie przywrócił mnie do rzeczywistości.
    - Chcesz iść na numerek? - spytała nieznajoma osoba delikatnie wsuwając dłoń pod moją koszulkę, muskając delikatnie mój brzuch. Zimne dłonie przyjemnie chłodziły rozgrzane ciało.
    Otworzyłem oczy i zerknąłem w stronę nieznajomego. Był nieco wyższy ode mnie i miał ciemne blond włosy. Oblukałem go od góry do dołu. Był przystojny. Uśmiechnąłem się. Blondyn odebrał to jako pozytywną odpowiedź i złapał mnie za rękę.
     Przedzieraliśmy się przez bardzo zaludniony parkiet, aby dostać się do toalet, które były na niższym piętrze. Dzisiaj w Infernus, czyli najbardziej znanym klubie w mieście było mnóstwo osób, o wiele więcej niż jest zwykle. W końcu nie ma, co się dziwić zaraz rozpocznie się rok szkolny i będzie mniej czasu. .
    Weszliśmy na długi, ciemny korytarz oświetlany delikatnie różnokolorowymi światłami, na którym kilkanaście osób całowało lub obmacywało się. Zupełnie nie przeszkadzało im miejsce, ani wzrok innych ludzi.
    W końcu dotarliśmy do męskiej łazienki i weszliśmy do ostatniej kabiny. Było nieco ciasno, ale byłem już przyzwyczajony do różnych warunków.
    - Jak masz na imię? - spytał nieznajomy całując moją szyję.
    - Nie powinieneś ty się wpierw przedstawić? - blondyn zaśmiał się i spojrzał na moją twarz.
    - Konrad - wyciągnął ku mnie rękę. Spojrzałem na nią, a później na jego twarz. Miał kilkudniowy zarost, który dodawał mu męskości. Mógł mieć około dwadzieścia trzy  lata.
    - Maurycy - powiedziałem beznamiętnie i oddałem uścisk.
    - Tak naprawdę to wiedziałem, że jesteś Maurycy - szepnął zdejmując moją koszulkę.- Jesteś całkiem znany tutaj ze względu na swoją twarz i nie tylko...- urwał, gdy przyłożyłem mu palec do warg.
    - Możemy nie gadać, a działać? - uśmiechnąłem się i przybliżyłem usta do jego ust. Były małe, ale pełne. Wsunąłem język dotykając jego zęby, podniebienie, a później łącząc nasze języki. Jego zarost lekko łaskotał moją twarz. Westchnąłem cicho, gdy poczułem jego rękę ocierającą się o moje krocze.
    Rozpiął mój rozporek i zdjął spodnie tak, aby opadły na dół. Nie pozostawałem dłużny i również to uczyniłem, przy okazji specjalnie muskając jego wybrzuszenie, aby go podrażnić.
    Konrad uklęknął przede mną i złapał moją męskość w rękę. Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Gdy poczułem jego język wydałem z siebie cichy jęk. Bawił się mną jakiś czas, aż w końcu poczułem, że to mój limit i głośnym jękiem doszedłem w jego buzi.
    - Masz gumkę?
    - Mam.
    Blondyn odwrócił mnie i lekko wygiął. W tym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Westchnąłem i odebrałem.
    - Co? - spytałem i wciągnąłem mocno powietrze, gdy poczułem jak palce Konrada wchodzą we mnie.
    - Gdzie jesteś? Mógłbyś już tutaj przyjść - usłyszałem w słuchawce damski głos. Blondyn zaczął całować mnie po szyi i szeptać jakieś słodkie słówka. Jego stojąca męskość napierała na mój tyłek.
    - Zaraz. Poczekaj chwi...- urwałem i jęknąłem, gdy chłopak wszedł we mnie.
    - Dooobra. Rozumiem, co jest na rzeczy - dziewczyna rozłączyła się, a wtedy blondyn zaczął wykonywać gwałtowniejsze ruchy. Znowu zamknąłem oczy. W tym momencie liczyło się tylko spełnienie fizyczne. Nic poza tym.
    Ciało chłopaka zaczęło naprężać się. Wiedziałem, że już zaraz dojdzie.
    - Z-zaraz doj... - wymamrotał i uczynił, co powiedział. Stał za mną i mocno przytulił obdarowując jednocześnie pocałunkami. Westchnąłem i wyrwałem się z uścisku. Spojrzałem na jego twarz. Miał mocno zaczerwienione policzki i spoglądał gdzieś na bok.
    - O co chodzi? - spytałem, chociaż domyślałem się, co zaraz powie.
    - Ja już... od dłuższego... czasu. Już od dawna... cię... k- kocham - wyszeptał tak cicho, że ledwo mogłem go usłyszeć. - Wiedziałem, że to powie. Już nie pierwszy raz ktoś wyznał mi uczucia. Dziwiło mnie to, że często ludzie mówili mi takie rzeczy dopiero po tym, jak się z nimi przespałem...
    - Niestety nie wiem, co to oznacza kochać kogoś, więc nie mogę odwzajemnić twoich uczuć - powiedziałem obojętnym tonem i zacząłem zakładać koszulę i spodnie. Muszę lecieć. - Pocałowałem go w mokry od łez policzek i wyszedłem z kabiny. Kilka par oczu zerknęło w moją stronę. Spojrzałem na nich jakbym patrzył na śmieci. Podszedłem do umywalki i umyłem ręce. Później ruszyłem w stronę sali.
    Podszedłem do loży, w której siedziała Anika, Kryspin, Maciek i jakiś nieznany mi gość, który na mój widok uśmiechnął się.
    - Cześć przystojniaku - powiedziała Anika szczerząc się jak głupia - Jak tam twój znajomy przez, którego tak seksownie jęczałeś rozmawiając ze mną?
    - Eh, szkoda gadać - usiadłem na kanapie obok nieznajomego.- Wyznał mi, że mnie kocha tuż po tym jak mnie bzyknął.
    - Powinieneś robić listę osób, które wyznają ci miłość po tym jak cie przerżną, albo ty ich - zaśmiał się Kryspin i wypił do dna drinka.
    Spojrzałem na niego obojętnie i wywróciłem oczami.
    - A ty to kto? - spytałem sąsiada upijając łyk jakiegoś świństwa.
    - To mój..eh, nieważne - wtrącił Maciek obojętnie, po czym wstał i pociągnął za rękę nieznajomego. - My już będziemy się zbierać.
    Wstałem, aby wypuścić ich z loży.
    - Myślicie, że Maciek coś do niego czuje? - spytała widać podekscytowana Anika, gdy tamci byli już wystarczająco daleko.
    - A! Nasza druga dziweczka znalazła miłość! - krzyknął Kryspin, aż ludzie z loży obok spojrzeli na niego rozbawieni. - Uciekł z nim jakby bał się, że go ukradniesz i przerżniesz Mauri!
    - Że ja jestem pierwszą dziweczką?! - warknąłem.
    - Daj spokój kochany - Anika złapała mnie za rękę, aby mnie uspokoić. Doskonale wiedziała, że nie lubiłem jak ktoś wyzywa mnie od dziweczek.
    Spojrzałem na czarny zegarek. Było już bardzo późno.
    - Będę się już zbierał, a wy? - spytałem wstając i dokączając napój.
    - Ja też. Właśnie po to dzwoniłam do ciebie - dziewczyna również wstała. Spojrzeliśmy na Kryspina pytająco.
    - O nie nie. Ja jeszcze muszę zaliczyć jakąś laskę. Już mam na oku pewną. Tak więc życzcie mi powodzenia frajerzy - uśmiechnął się zawadiacko i skierował wzrok w stronę niskiej, czarnowłosej dziewczyny stojącej samotnie przy barze. Dziewczyna spojrzała w naszą stronę i uśmiechnęła się lekko, po czym szybko odwróciła się.
    - Chyba jest nieśmiała. Powodzenia, stary - klepnąłem go w plecy i ruszyłem wraz z Aniką w stronę wyjścia.

~~*~~
(Maurycy i Anika)

    Noc była bardzo ciepła. Szliśmy we dwójkę wąską uliczką otoczoną starymi budynkami. Zauważyłem średniej wielkości kamyczek, który zacząłem kopać.
    - Maurycy... - zaczęła mówić Anika. - Jak myślisz, czym jest miłość?
    - Czemu o to pytasz? - spytałem zaskoczony. - I to jeszcze mnie...
    - No bo... - przerwała i westchnęła. - Czuję, że omija nas coś ważnego...
    Spojrzałem na nią. Miała opuszczoną do dołu głowę. Gdzie podziała się ta pewna siebie dziewczyna, którą od zawsze podziwiałem? Złapałem ją za rękę. Drżała.
     - Anika - zacząłem mówić najczulej jak tylko potrafiłem. - Coś...ci się stało? Nigdy nie poruszałaś takich tematów...ja nie wiem...
    - Zapomnij - przerwała mi i uścisnęła mocniej moją dłoń. - Po prostu dużo ostatnio myślę o życiu. Nieważne... Chciałabym cię tylko o coś poprosić. - dziewczyna przybliżyła się do mojego ucha i wyszeptała swoją prośbę.
     - Spróbuję... - powiedziałem tak, jakbym chciał przekonać samego siebie, a nie Anikę.
     Spojrzałem w niebo. Przez światła z miasta gwiazdy na niebie były ledwie widoczne. Do końca naszej drogi, ani ja, ani Anika nie odezwaliśmy się. Na twarzy dziewczyny widniał sztuczny uśmiech. Smutne oczy wskazywały na to, że intensywnie o czymś myśli. Zmartwiłem się. Traktowałem ją jak starszą siostrę mimo, iż była w tym samym wieku. Od momentu poznania stała się dla mnie kimś w rodzaju mentora. W stosunku do innych ludzi mogłem zachowywać się jak drań, ale nie dla niej. Znałem ją dobrze, a przynajmniej zawsze przypuszczałem, że znam ją dobrze, dlatego wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak, tylko jeszcze nie wiedziałem co...



piątek, 5 lipca 2013

Prolog

Prolog.

~~*~~
(Maurycy)

    Dwa lata wcześniej. 

    Wiatr muskał moje włosy pozwalając, by zakryły twarz. Twarz, na której w tej chwili gościł smutek. Tak bardzo chciałem płakać, ale czułem ucisk uniemożliwiający mi wydać chociażby cichy szloch. Oddychałem ciężko tak, jakby każde nabranie powietrza przynosiło mi ból. Nie chciałem wracać do domu. Czułem się tam jak w klatce. Byłem zagubiony.  
    Właśnie siedziałem w miejscu, do którego zawsze uciekałem. Kochałem te uczucie, gdy wiatr koił moje rany. Nie było tu zbędnego hałasu. Na szczęście nie przychodzili tu ludzie. Więc byłem tylko ja i natura. Cisza i spokój. 
    Dotknąłem policzka, na którym widniała rana. Powinno boleć, ale nie bolało. Nie czułem już bólu od pewnego czasu. Uodporniłem się już dawno temu. Ból fizyczny był niczym w porównaniu z bólem psychicznym, który czułem, którego nie mogłem się pozbyć choćbym chciał. Gdy byłem tutaj w lesie, w moim azylu przestawałem odczuwać ten ból, lecz gdy zmierzałem ku domowi on powracał i ranił moją duszę. Coraz bardziej i bardziej... powoli mnie niszcząc...
    Spojrzałem na stary, skórzany zegarek, który dostałem kiedyś od ojca na urodziny. Była to jedyna pamiątka, którą po nim miałem. Inne rzeczy zniszczyła matka. W moim domu temat ojca był tabu. Nie wolno było wspominać chociażby jednym słowem o nim. Przekonałem się o tym nieraz na własnej skórze... 
    Wszystko zaczęło się ponad dwa lata, gdy mój ociec umarł. Umarł przeze mnie... Od tamtego czasu matka nienawidzi mnie. Bardzo przeżyła jego śmierć. Zaczęła pić, ćpać i puszczać się z byle kim. W domu zaczęli pojawiać się różni mężczyźni, którzy wykorzystywali ją, a później opuszczali. Nie zwracała uwagę na to, że i ja stawałem się ich ofiarą. Martwiła się tylko o siebie, chociaż i co do tego mam wątpliwości. 
    A ja? Ja zawsze myślałem, że to moja wina. Uważałem, te wszystkie pobicia, gwałty jako moją pokutę. W końcu to przeze mnie nasza rodzina stała się koszmarem. 
    Powoli przestawałem odczuwać jakiekolwiek emocje. Zamykałem się na świat, na ludzi. Stawałem się jak pusta lalka bez jakichkolwiek emocji. Zatraciłem wiarę w siebie. Czasami przychodziły dni, że zastanawiałem się kim jestem i gdzie jestem. 
    A szkoła? W szkole przestałem utrzymywać kontakty w innymi, co na początku bardzo wszystkich zdziwiło,a później już nie zwracali na mnie uwagę. Po prostu przestałem dla nich istnieć. 
    Zawsze chodziłem w długich spodniach i swetrach, aby ukryć siniaki. Gdy byłem bity starałem się ukrywać twarz, ale nie zawsze to odnosiło skutki...
    Jak reagowali na moje siniaki lub zadrapania inni? Z początku pytali się, co mi jest, a później przestali. Stali się obojętni. Może to przez moje zachowanie inni zaczęli mnie tak traktować? Nie wiem. Bałem się z nimi rozmawiać. Bałem się, że ktoś dowie się o mojej sytuacji rodzinnej. Nie chciałem stać się tematem plotek. 
    Zacząłem postrzegać świat zupełnie inaczej. Ludzie byli dla mnie egoistycznymi, obojętnymi dupkami. Tylko ich dobro się liczyło. Zapragnąłem zemsty na nich...
    Uśmiechnąłem się sztucznie i wstałem. Było już późno, więc postanowiłem wrócić do domu mimo, iż wcale nie chciałem wracać. W sumie nawet, gdybym wrócił za tydzień nikt nie zwróciłby na to uwagę. 
    Obejrzałem się jeszcze raz za siebie. O tej porze było tutaj pięknie. Zachodzące słońce ostatnimi promieniami oświetlało puste już miejsce na lekkiej górce, którą otaczały różnorodne drzewa. 
    Wciągnąłem powietrze tak, jakby te z zewnątrz było brudne i uniemożliwiało mi oddychać, a ja chciałbym nabrać powietrze na zapas, by móc jeszcze żyć...

~~*~~

    Piętnaście minut później stałem przed domem. Złapałem kilka wdechów, wyłączyłem mój umysł i otworzyłem drzwi. Na korytarzu stał jakiś mężczyzna. Miał około 27 lat. Spojrzałem mu w oczy, tak jak i on mi. Zamarłem na chwilę. Jego wzrok był przerażający. Widziałem już tyle par oczu osób, które później mnie wykorzystywały, ale jego były najgorsze. Dawno nie czułem strachu, ale teraz moje ręce drgnęły w przerażeniu.
    Szybko zamknąłem drzwi i ruszyłem przed siebie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na schodach, a później w pokoju. Niestety przechodząc obok niego, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Zacząłem żałować, że wróciłem do domu. 
    - Jestem Karol.- uśmiechnął się. Nie odpowiedziałem. Spojrzałem na niego z obrzydzeniem i odtrąciłem jego rękę.  
    - Nie wstydź się kochaniutki - przybliżył swoją twarz do mojego ucha i szeptał. - Zajmę się tobą dzisiaj, więc nie bój się. Ktoś tak piękny jak ty nie powinien się marnować. - Dotknął swoimi dłońmi moją twarz i zaczął wpatrywać się w moje oczy. Musiałem wytrzymać jego wzrok, musiałem być silny. Ofiara nie mogła się spłoszyć, bo to pokazałoby, że jest słaba. 
    W tym momencie pociągnął mnie i zaprowadził do kuchni. Opierałem się. Pierwszy raz od jakiegoś czasu zacząłem się bronić, ale nie dawałem rady. Byłem już pobity i wyczerpany po wczorajszym. Oprócz tego Karol był wyższy ode mnie. Zdecydowanie miał więcej siły.
    Wbiłem mu paznokcie w rękę, a on syknął i rzucił mnie na podłogę. Uderzyłem się w plecy. Ból przeszył całe ciało, ale nie dałem tego po sobie poznać. Zerknąłem na niego, a on patrzył na mnie z góry i powoli zaczął się przybliżać. Na jego twarzy gościł ten wulgarny uśmieszek. Złapał mnie za moje dłuższe czarne włosy. 
    - Chyba wiesz, co masz robić.-stwierdził aniżeli zapytał. 
    W mojej głowie pojawiła się blokada. Nie mogłem tego zrobić. Gdy zauważył moje wahanie uderzył mnie z pięści w twarz. Poczułem spływającą krew z warg. Zaśmiał się głośno i zaczął rozsuwać suwak od spodni.  
    Przyznam szczerze, że wtedy pomyślałem o tym, że nie chce tak żyć. Chciałem uciec gdzieś daleko. Wiedziałem, że dopóki tego nie zrobię nie uwolnię się od niego, ale nie chciałem tego robić. Miałem dość. Karol złapał mnie za głowę i przybliżył do swojej męskości. Nie miałem wyboru. Chwyciłem za jego już nabrzmiałego penisa. Zacząłem przesuwać po nim ręką. Usłyszałem ciche pomruki. 
    - Ustami - rozkazał. Wsadziłem go do buzi. Chciało mi się rzygać. Pomruki i jęki stawały się coraz głośniejsze. Po pewnym czasie jego penis był już nabrzmiały do granic możliwości. Wiedziałem, aż zaraz dojdzie. Czułem coraz większe obrzydzenie. Coraz bardziej brzydziłem się sobą. 
    - Z-zaraz doj... - wygiął się w moją stronę napinając mięśnie i poczułem gorącą ciecz w mojej jamie ustnej. Wyplułem wszystko na podłogę i wtedy zostałem nagrodzony kopniakami, gdzie tylko popadnie.
    - Miałeś to połknąć dziwko! - krzyknął ze złością zadając nowe ciosy. 
    Znów złapał mnie za włosy i pociągnął na górę, bym mógł wstać. Zaczął zdejmować moje spodnie, a później popchnął na stół. Jego ręka zaczęła jeździć po wewnętrznej stronie moich ud. Druga ręka zajęła się moim tyłkiem. Wsadzał i wyjmował dwa palce. Nie czułem przyjemności. Nie czułem nic. Tylko pustka. W końcu nie wytrzymałem...
    - Przestań! - krzyknąłem, a on zaśmiał się i złapał moje nadgarstki mocno je przytrzymując. 
Nie marnując czasu wszedł we mnie cały i zaczął mnie posuwać. Słyszałem jego głośne sapanie. Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Tak dawno nie płakałem... 
    - Masz seksowny tyłek - wyszeptał mi do ucha. Nie obchodziły mnie jego puste słowa. W końcu doszedł we mnie. Wiedziałem, że na tym się nie skończy. Noc dopiero się zaczynała...
Później było już tylko gorzej, brutalniej...

~~*~~

    Ok. dwie godziny później...

    Leżałem na podłodze brudny i goły. Nie miałem siły się ruszyć. Po policzku spływały łzy, chociaż wyraz mojej twarzy nie ulegał zmianie. W mojej głowie zaczęły ukazywać się wspomnienia z okresu, gdy miałem jeszcze normalną rodzinę pełną miłości i szczęścia. Od dłuższego czasu nie myślałem o przeszłości, a teraz wspomnienia zaczęły napływać garściami. 
    - Kurwa mać - zakląłem pod nosem hamując łzy
    Pomieszczenie, w którym leżałem uległo dużej zmianie. Matka posprzedawała większość rzeczy aby mieć na alkohol. Teraz była tylko lodówka, stół, krzesło i mała kuchenka. Jedzenie walało się po podłodze. Nikt nie zwracał uwagę na brud. Pamiętam, że jeszcze na początku sprzątałem w domu, ale po którymś razie stwierdziłem, że to nie ma sensu, więc wszystkie moje rzeczy trzymałem w pokoju zamkniętym na klucz. 
    - Muszę iść do...łazienki - stwierdziłem i zacząłem wstawać, co przynosiło mi duży ból. Nie wiem, czy był to ból fizyczny, czy psychiczny. Zabrałem swoje ubrania i ruszyłem. 
    Gdy po kilku minutach dotarłem do łazienki poczułem ulgę. Wreszcie mogłem zmyć z siebie ten brud. Siedziałem pod prysznicem długi czas. Godzinę, dwie, nie wiem ile, ale ból z największych ran zaczął przechodzić, albo to po prostu ja zacząłem się do niego przyzwyczajać... 
    Owinąłem się w pasie ręcznikiem i spojrzałem na pęknięte w rogu lustro. Ujrzałem tą obojętną twarz, którą oszpecały siniaki i zadrapania. Wiele razy mówiono mi, że jestem przystojny, ale ktokolwiek spojrzałby teraz na mnie, zapewne nie stwierdziłby tego. Twarz bez wyrazu. Duże, szafirowe oczy były owiane pustką. Brzydziłem się sobą. Złapałem pierwszą lepszą rzecz i rzuciłem w lusterko, które rozprysło się na kawałki. Zacząłem krzyczeć. I wtedy przyszła mi do głowy myśl.
    - Muszę stąd uciec. Teraz albo nigdy - szybko wysuszyłem włosy ręcznikiem i ruszyłem do pokoju. Przez dużą liczbę rzeczy ciężko było stwierdzić, czy jest w nim czysto. Brudne, niebieskie ściany ozdobione były rysunkami i plakatami. Na podłodze walały się torby, książki, mini kuchenka i lodówka. 
    Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej walizkę i plecak. Moje ruchy były bardzo szybkie. Śpieszyłem się jakby ktoś włączył odmierzanie czasu niczym w filmach. Wrzucałem najważniejsze rzeczy. Zacząłem szukać po pokoju ukryte pieniądze. Miałem kilka miejsc, w których je chowałem. Bałem się trzymać je w jednym miejscu. Matka mogłaby przecież wyważyć drzwi i ukraść kasę. Jak nie matka to jej przypadkowy kochanek...
    Po kilkunastu minutach miałem wszystko spakowane. Ubrałem się w czarne rurki i granatową bluzę. Założyłem kaptur, aby nikt nie zauważył moich ran na twarzy. 
Zszedłem jak najciszej na dół. Usłyszałem głośne sapanie i jęki z najbardziej oddalonego pokoju od drzwi frontowych. Nie obchodziło mnie, czy sypia teraz z Karolem, czy innym. 
    Nagle przyszedł mi pomysł na to, aby zabrać jej pieniądze. Zacząłem więc grzebać w kurtce jej i tego gościa. Znalazłem nieco pieniędzy i upchnąłem je do plecaka, po czym bezszelestnie wyszedłem. 
    Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się wolny... 

~~*~~

    Około 20 minut później siedziałem na peronie. Nie wiedziałem w jakim celu tutaj przyszedłem. Nie miałem pojęcia, co teraz ze sobą zrobić. Nie miałem gdzie spać, a nie chciałem wydawać pieniędzy na hotele czy inne pierdoły. 
    O tej porze na peronie było bardzo mało osób. Przeważnie jacyś młodzi ludzie, którzy zapewne jechali na imprezę. Cieszyli się swoim nastoletnim życiem nie zważając na nic innego. Zazdrościłem im. Wiele razy marzyłem o tym, aby móc pójść na jakąś imprezę ze znajomymi. 
    Usłyszałem hałas nadjeżdżającego pociągu na peron. Przede mną pojawiły się drzwi od wagonu, z których wysiadła dosyć oryginalna dziewczyna. Od razu przykuła moją uwagę. Blond włosy o różnokolorowych pasemkach spływały po jej plecach. Zauważyłem dużą ilość kolczyków i kilka tatuaży. Biła od niej wolność. Zazdrościłem jej. 
    W tym momencie dziewczyna spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechnęła się, a później zaczęła się kierować w moją stronę. Odwróciłem się, aby spojrzeć, czy ktoś za mną stoi. Nikt nie stał. 
Usłyszałem dźwięczny głos.
    - Siemka kolego... - urwała i czekała. Przełknąłem głośno ślinę. Nie wiedziałem, czego ode mnie chce. Nie chciałem też, aby zauważyła moje rany. Wstydziłem się ich. Spojrzałem na swoje zniszczone buty.
    - Maurycy - powiedziałem cicho nie wiedząc nawet, czy zdołała mnie usłyszeć. 
    - Maurycy - powtórzyła raczej sama do siebie zastanawiając się nad czymś. - Jestem Anika. Co robisz o tej godzinie sam z walizką? 
    - Siedzę, nie widać? - dziewczyna roześmiała się. 
    Siedzieliśmy bez słów jakiś czas. Nagle zdjęła mi z głowy kaptur i pociągnęła za włosy. Przyznam, że zdziwiło mnie jej zachowanie, więc mimowolnie podniosłem głowę i odwróciłem w jej stronę. Po chwili dopiero spostrzegłem, że odsłoniłem twarz. Ona nawet nie zmarszczyła brwi. Tylko patrzyła na mnie jakby chciała wyczytać wszystko z moich oczu. Wyciągnęła rękę, aby dotknąć mój policzek. Miała chłodne ręce, które były niczym zimny okład. Poczułem ulgę. 
     - Chcesz zacząć nowe życie? - wyszeptała dalej gładząc moją twarz.- Mogę ci pomóc.- Zatkało mnie. Nie wiedziałem, co mnie czeka jeżeli zaakceptuję jej propozycję. Jednak nie miałem nic do stracenia. 
    Pokiwałem głową, a ona wstała i złapała mnie za rękę. Ruszyliśmy we dwoje w nieznaną mi stronę...