Opis

OPOWIADANIE ZAWIESZONE NA CZAS NIEOKREŚLONY!

Opowiadanie o tematyce homoseksualnej męsko- męskiej, zawierające sceny seksu i przemocy.




sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 8.

Na początku chciałabym przeprosić  za ponad miesięczną nieobecność,  jednak wena do tego opowiadania kompletnie mnie opuściła i nadal nie wróciła, dlatego też ten rozdział jest jaki jest...T.T Niestety nie mam pojęcia, kiedy będzie rozdział 9. Postaram się wstawić go jak najszybciej... 
No i bardzo proszę o zostawienie jakiegoś komentarza. Nie musi być super pozytywny, mega długi, albo coś... Jeśli macie jakieś uwagi, rady, cokolwiek, to śmiało napiszcie. Słowa krytyki są zawsze mile widziane. : ) 


    Rozdział 8

~~*~~


- Co on, do cholery, robi?! – wrzasnęła Anika, niemalże zbijając szklankę.
Kilka osób w pobliżu spojrzało na nią jak na szaloną, ale dziewczyna miała to gdzieś. Wpatrywała się w Maurycego i mężczyznę obok niego stojącego, ze złości.
    Aaron złapał trzęsąca się dłoń dziewczyny i ścisnął ją lekko.
   - Spokojnie. To jego życie – powiedział blondyn, zaciskając ze złości zęby. Zaśmiał się w myślach. Jak on miał ją uspokoić, jeśli sam kipiał w środku ze złości, dziękując sobie w myślach, iż od małego uczony był powstrzymywać jakiekolwiek emocje, które mogłyby źle wpłynąć na otoczenie. Miał wielką ochotę wstać i podejść do Maurycego i tego nieprzyjemnego typka, który z nim stał. Zabrać czarnowłosego, a tamtego walnąć prosto w ten jego ryj uśmiechający się pożądliwie w stronę chłopaka. Na kilometr można było wyczuć jak bardzo ma ochotę na Maurycego, co jeszcze bardziej potęgowało gniew Aarona. Jednak nie mógł nic zrobić  Gdyby doszło do bójki z jego udziałem, miałby duże kłopoty. Nawet nie chciał myśleć  co mógłby zrobić mu ojciec, z którym i tam ma już złe kontakty, gdyby dowiedział się, że wpakował się w jakieś kłopoty.
    Anika ścisnęła mocniej dłoń Aarona, nadal wpatrują się w Maurycego. Była na niego tak cholernie zła, że chętnie podeszłaby do niego i zaczęła mówić  jakim to jest kretynem i pieprzonym egoistą. I jeszcze ten wzrok, który chłopak im posyłał co chwilę, jakby upewniając się czy na niego patrzą.
    Gdy ujrzała jak Kuba szepcze coś do ucha Maurycego, a ten odpowiada mu z uśmiechem, po czym wychodzą i kierują się w stronę wyjścia z sali, zerwała się gwałtownie z miejsca, aż wszyscy w pobliżu się na nią spojrzeli. Sięgnęła po niedokończonego drinka i wypiła go naraz.
    - Kim jest ten gościu? – spytał niedoinformowany Aaron, marszcząc brwi ze złości. Kryspin spojrzał na niego jak na jakiegoś kosmitę. – No co? – rzucił, widząc minę chłopaka. – To źle, że nie wiem kim on jest?
    - To właściciel tego klubu – oznajmiła Malwina popijając przez słomkę drinka i patrząc z lekkim uśmiechem na znikającą parę.
    Aaron spojrzał na nich z wysoko uniesionymi brwiami i wtedy przypomniał sobie słowa Maurycego, mówiące o tym, że ma kontakty, dzięki którym mógł tutaj wchodzić pomimo jego młodego wieku. Przeklął się w myślach za to, że wcześniej nie skojarzył faktów i nie pomyślał, iż chłopak spał z właścicielem. Pomimo krótkiego czasu znajomości, wiedział, iż po tym dupku można się wszystkiego spodziewać
    - Czyli on i Maurycy… - chciał spytać, aby upewnić się w prawdziwość swoich myśli.
    - Tak – odpowiedziała Anika na niezadane pytanie. Doskonale wiedziała, co ma na myśli Aaron. – Maurycy spotykał się z tym psycholem długi czas. Nie byli ze sobą, ale to były bardzo zbliżone do bycia razem kontakty.
    - Z nikim innym nie był tak blisko – dodał Kryspin, podpierając głowę na rękach.
    - Więc czemu nie są razem? – spytała zaciekawiona Malwina, odrywając się od słomki. – Pasują do siebie.
    - Bo Kuba jest nikim innym jak zwykłym psycholem. Debilem, kretynem, pierdolonym psycholem! – wrzasnęła Anika i pobiegła w tłum ludzi. Kryspin wstał, krótko się pożegnał i ruszył za nią. Nie mógł zostawić dziewczyny samej. Wiedział, że Maurycy jest dla niej niczym brat i mocno przeżywa sytuacje, gdy chłopak popisuje się taką bezmyślnością i egoizmem.
     Malwina westchnęła lekko.
    - Nie mam pojęcia, czemu Anika ma taki ból dupy – mruknęła, patrząc znudzonym wzrokiem przed siebie.
    - Znasz tego Kubę? – spytał blondyn. Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
    - Znam. Każdy go zna. To dobry chłopak pomimo tego, co o nim niektórzy mówią.
    Kajetan prychnął słysząc słowa tej dziewuchy, której od samego początku nie mógł polubić  Nie wiedział czemu, ale miał dziwne przeczucie, że jest zupełnie inna niż się wydaje. Nie potrafił jej zaufać i współczuł Kryspinowi, że zadurzył się w takiej dziewusze. Mimo wszystko lubił chłopaka i nie chciał dla niego źle.
     - No cóż… ja lecę. Jeśli przyjdzie Kryspin, przekażcie mu, aby do mnie zadzwonił – rzuciła dziewczyna, po czym skierowała się w stronę znajomych, którzy od dłuższego czasu uśmiechali się do niej.
    Aaron zerknął niepewnie na Kajetana, który siedział z wkurzonym wyrazem twarzy. Blondyna zastanawiało, czemu do tej pory nie odezwał się. Przecież zależało mu na Maurycym, więc czemu go nie powstrzymał? Może jego by posłuchał i został…     
     - Co on takiego zrobił Maurycemu? – spytał, przerywając nieprzyjemną ciszę.
     - Spytaj się go – uśmiechnął się sztucznie. – Może ci powie, chociaż wątpię w to.
     - Nie przeszkadza ci, że Maurycy poszedł z nim? - Kajetan spojrzał morderczym wzrokiem na Aarona. Chłopak od samego początku cholernie go irytował. Miał do niego pretensje, że nic nie zrobił, a sam nie jest lepszy. Oczywiście, że Kajetanowi przeszkadzała ta sytuacja. Nie chciał, by czarnowłosy polazł gdzieś z tym psycholem Kubą i krew go zalewała, gdy pomyślał, że pewnie teraz pieprzą się gdzieś w ciemnym kącie, albo u tego idioty w gabinecie. - Więc czemu za nim nie pójdziesz?
     - A ty czemu nie pójdziesz?! – warknął Kajetan, nachylając się nad chłopakiem– Powiedziałem ci już wcześniej, że Maurycy robi co chce i z kim chce. Nic mi do tego. Mało go obchodzi moje zdanie. Poszedłbym za nim i co ? Myślisz, że by mnie posłuchał? Nie posłuchał Aniki. Aniki, rozumiesz?! Jedynej osoby, którą zawsze słuchał – niemalże wypluł te słowa, patrząc cały czas w czarne oczy chłopaka.
     - W końcu ci na nim zależy i myślałem, że…
     - A tobie nie zależy? – prychnął. Śmieszyła do naiwność Aarona. – Co takiego ukrywasz, że boisz się o własną dupę? – spytał, podnosząc jedną brew do góry i zdusił w sobie śmiech, gdy zobaczył twarz chłopaka, która nagle pobladła, a wzrok skierował się gdzieś w dół.
     Aarona zamurowało. Czyżby tak bardzo było widać  że ma jakieś tajemnice? A może po prostu Kajetan jest bardzo spostrzegawczy? Nie odpowiedział za pytanie zadane przez chłopaka. Nie potrafił, nie chciał. Posiedział jeszcze jakiś czas, po czym wstał, rzucił ciche ''cześć'' i ruszył do wyjścia. Miał dosyć tej nocy, tego klubu, tych wszystkich ludzi, a najbardziej Maurycego.
    

~~*~~

     Maurycy wraz z Kubą wparowali do gabinetu mężczyzny, trwając w mocnym uścisku. Nawzajem obdarowywali się namiętnymi, dzikimi pocałunku.
     Kuba złapał mocno młodszego chłopaka w tali i podniósł go, by ten mógł objąć go nogami. Przybliżył twarz do szyi chłopaka, napawając się tych zapachem, za którym od tak dawna tęsknił. Tak, Maurycy był jego ulubioną dziwką, a gdy jego wspaniała zdobycz oznajmiła mu kiedyś, że chce zerwać z nim wszystkie kontakty, miał ochotę założył mu obroże na szyję i przypiąć go do kaloryfera w jego gabinecie. Wtedy miałby go zawsze. W każdej chwili mógłby podejść do niego i wziąć go jak tylko chce. A teraz pragnął zanurzyć się w tej jego cudownej, ciasnej dupie, za którą tak tęsknił.
     - Nie możemy – wyszeptał Maurycy.
    Mężczyzna zaśmiał się lekko na te słowa, które w ustach chłopaka brzmiały po prostu śmiesznie. Posadził go na biurku, po czym przybliżył swoją twarz do twarzy czarnowłosego i złożył na jego ustach mocny pocałunek.
     - Czemu? – spytał odrywając się na chwilę od chłopaka. – Czyż nie masz ochoty na to, abym cię przerżnął? Nie tęsknisz za moim kutasem w swojej ciasnej dupie?
     Maurycy nie odpowiedział. Jęknął lekko, gdy Kuba chuchnął na jego ucho, po czym zaczął je lekko przygryzać  Mężczyzna doskonale wiedział, gdzie i jak ma dotknąć chłopaka, aby ten wił się i jęczał z rozkoszy. Ale w pewnym momencie  czerwona lampka w jego głowie zaświeciła i się oprzytomniał. Odepchnął mężczyznę od siebie i wstał z niewygodnego biurka
     - Powiedziałem, że nie możemy.
     - To na cholerę tutaj przylazłeś? – wrzasnął Kuba, łapiąc czarnowłosego za nadgarstki i zaciskając je mocno.
     - To ty ubzdurałeś sobie, że chcę się z tobą pieprzyc – odparł znudzonym tonem Maurycy.
     Kuba nie wytrzymał. Popchnął chłopaka na ścianę, po czym przybliżył swoje ciało do chłopaka. Otarł się o niego mocno, a czarnowłosy stłumił w sobie jęk.
     - Przestań – sapnął, czując gorące usta, liżące jego szyję. – Przestań! – krzyknął słabo.
     - Widzę, że ci się podoba, Mauryś. Mnie nie oszukasz. – Złapał chłopaka za krok i zaczął uciskać mocno jego członka. Maurycy wiedział, że jeżeli teraz tego nie przerwie, to później już nie da rady. Kuba był już mocno podniecony. Czuł jego twardą męskość na swoim podbrzuszu i bał się. Bał się tego, co może się zaraz zdarzyć, jeśli nie powstrzyma mężczyzny. Wiedział jaki on potrafił być.
     - Przestań do cholery! – wrzasnął, odpychając go z całej siły. – Musiałem tutaj przyjść, aby wkurzyć znajomych! Nie chcę się z tobą pieprzyc, rozumiesz?!
     Kuba spojrzał na niego wkurzony, jednak słysząc słowa chłopaka, roześmiał się głośno.
     - A więc to tak – mruknął, kiwając głową. – Jak zwykle wykorzystujesz innych do swoich egoistycznych celów. Cwany jesteś, Mauryś.
     Czarnowłosy skierował się do drzwi. Nie miał ochoty słuchać głupiej paplaniny, która mało go interesowała. Wiedział, że postąpił źle wobec znajomych, a najbardziej wobec Aniki.
     W połowie drogi Kuba złapał go za rękę. Maurycy zerknął na niego pytająco.
     - Musisz spłacić swój dług – powiedział, jednak widząc spojrzenie chłopaka, zaczął mówić dalej. – W końcu pomogłem ci wkurzyć tych twoich znajomych, więc chyba należy mi się coś – bardziej stwierdził, niż zapytał.
      Maurycy westchnął przeciągle, przewracając oczami.
      - Czego chcesz? - spytał, zaciskając pięści.
      - Ciebie - odparł mężczyzna, gryząc chłopaka w szyję.
      - Zabawny jesteś – zaśmiał się lekko Maurycy, jednak wcale nie było mu do śmiechu. Kuba pchnął go na ziemie, tak aby uklęknął przed nim.
      - Spłać swój dług, dobrze ci radzę – rzucił, patrząc na te cudowne oczy chłopaka, które zerkały na niego z dołu, przy czym wyglądał niesamowicie seksownie. – Chyba nie chcesz mieć kłopotów, albo żeby twoi przyjaciel je mięli – zaśmiał się, patrząc na chłopaka, który zesztywniał momentalnie słysząc słowa mężczyzny.



     Po wyjściu z gabinetu Kuby, Maurycy czuł się jak śmieć  Skulił się pod zimną ścianą i oparł się czołem o nią. Tak bardzo chciało mu się rzygać  Gdy pomyślał o kutasie mężczyzny, który jeszcze przed chwilą był w jego ustach, zasłonił dłonią usta, powstrzymując chęć wydalenia z siebie tego całego alkoholu, który dzisiaj wypił.
     W głębi serca cieszył się, że do niczego więcej między nimi nie doszło. To wszystko mogło skończyć się o wiele gorzej.
     - Maurycy, jesteś cholernym debilem – szepnął sam do siebie, powstrzymując nerwowy śmiech. – Jesteś zwykłą dziwką, która musi odpokutować za złe czyny.
      Po kilku minutach, które dał sobie, aby trochę się uspokoić  wstał i szybko skierował się na dwór. Miał dość tej przytłaczającej ciasnoty i duchoty. Jedyne o czym marzył, to łóżko i zapadnięcie w błogi sen. Ale do domu niestety musiał jeszcze dojść.
     Wyszedłszy przed budynek klubu, zauważył siedzącego samotnie na chodniku Aarona. Przybrał sztuczny uśmiech na twarzy, tak aby chłopak nie mógł spostrzec, że jeszcze chwilę temu ledwo co powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu.
     - BUUU! – krzyknął blondynowi do ucha, a chłopak wystraszywszy się, niemal podskoczył.
     - Jesteś nienormalny – stwierdził Aaron, łapiąc się za klatkę piersiową – Chciałeś mnie wykończyć? Aż tak mnie nie lubisz?
     Maurycy zaśmiał się na te słowa, po czym usiadł obok chłopaka.
     - Daj spokój! – klepnął go mocno w plecy. – To nie tak, że cię nie lubię...
     - A jak? – spytał zaskoczony blondyn. Zerknął na Maurycego, który miał napuchnięte usta i smutne oczy, jednak nadal się uśmiechał.
     - Nie wiem –odparł cicho. – Chyba cię jednak nie lubię – stwierdził, po czym poderwał się do góry.
     - A jak tam ten twój znajomy?
     Maurycy zmarszczył brwi słysząc pytanie zadane przez Aarona. Miał nadzieję, że chłopak nie poruszy tego tematu.
     - Normalnie – wzruszył ramionami, odwracając wzrok.
     - Coś krótko ci to wszystko zajęło- stwierdził blondyn, uśmiechając się lekko. Bawiło go zdezorientowanie na twarzy Maurycego.
     Czarnowłosy nie odpowiedział na słowa chłopaka. Wstydził się tego wszystkiego. Bał się, co pomyśli sobie o nim chłopak. Był idiotą. Gdy on komuś sprawiał ból, bawiło go to, a gdy ktoś jemu, tak jak Kuba, to najchętniej schowałby się pod kołdrą i nie wychodził.
     Cisze pomiędzy chłopakami przerwał deszcz, który nagle zaczął padać.
     - Idziemy do domu? –rzucił Aaron, wstając i oprawiając ubrania. Podał rękę Maurycemu, aby ten mógł wstać  Czarnowłosy sięgnął do torby, aby wyjąc telefon. Nie miał kluczy do domu, a więc musiał skontaktować się z Aniką lub Kryspinem. Jak na złość żadne z nich nie odbierało. Przeklął pod nosem.
     - Co się stało?- spytał blondyn, słysząc jak chłopak mamrocze przekleństwa.
     - Nie mam kluczy, tamci nie odbierają i jeszcze ten pieprzony deszcz! – krzyknął, drapiąc się nerwowo po przemokniętych włosach. Nic mu się dzisiaj nie udawało. Pieprzony los, który ciągle z niego kpi. Jakby był jakąś nic nieważną zabawką!
     Aaron zastanawiał się chwilę, po czym stwierdził, że mógłby przenocować chłopaka u siebie. W końcu jego rodziców dzisiaj nie było, więc nie mieliby pretensji, iż sprowadza kogoś do domu. Tylko bał się jak Maurycy zareaguje na jego dom…
     - Możesz iść do mnie – wypalił, pocierając skronie dwoma palcami. Czarnowłosy spojrzał na niego wysoko unosząc brwi.
     - Jesteś tego pewien?
     - Mhm, tak.
     - Dobrze – rzucił Maurycy oschle. – Jeśli chcesz, abym u ciebie spał, to spoko – dodał, odwróciwszy się do blondyna. Aaron nie mógł zauważyć lekki, szczery uśmiech na twarzy czarnowłosego. 



     Cali przemoczeni stanęli przed domem Aarona. Maurycy otworzył szeroko oczy patrząc na budynek, który swoim wyglądem przypominał dworek z seriali o bogaczach. Miał coś powiedzieć  jednak nawet nie spostrzegł jak chłopak wepchnął go do środka. I tam przeżył znowu mini zawał. Zawsze sądził, że dom Aniki jest fajny i w ogóle, ale patrząc na ten budynek, szybko zmienił pogląd na ten temat.
     - O cholera- wyszeptał, patrząc na rzeźby stojące z boku ogromnego korytarza. – Czuję się jak w pieprzonym muzeum. Twoi rodzice są rodziną królewską albo coś?
     Blondyn zaśmiał się, słysząc reakcje chłopaka. Przypomniała mu się własna, gdy pierwszy raz wszedł do budynku. Zupełnie nie wiedział jak zdoła mieszkać w takim miejscu, jednak nie miał żadnego wyboru. Sytuacja go do tego zmusiła, gdyby miał jakikolwiek wybór zostałby w poprzednim domu, w innym mieście…
     - Nie – odpowiedział blondyn, wchodząc na szerokie marmurowe schody, prowadzące na górę.
     - W takim razie, obrabowaliście bank? – spytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi. Zaciekawiła go rodzina Aarona. Nie żeby myślał, że chłopak jest biedny, bo na takiego nie wyglądał, ale nie sądziłby, iż jest tak bardzo bogaty, że aż boli. A zresztą, nauczył się nie oceniać ludzi po pozorach.
     Przemierzając ogromny korytarz, którego ściany pokryte były kiczowatą, ale drogą tapetą, dotarli do pokoju Aarona, znajdującego się na końcu korytarza. I Maurycy znowu doznał szoku. Myślał, że i tutaj ujrzy mini muzeum, jednak pokój chłopaka był zwykły, wręcz urządzony minimalistycznie. Ściany była pomalowany na spokojny, beżowy kolor, a podłoga, o dziwo, drewniana, a nie marmurowa. Meble zwykłe, proste o ciemnobrązowym kolorze, a łóżko… Maurycy aż wciągnął głośno powietrze, gdy ujrzał piękne łoże z ogromną ilością poduszek i baldachimem. Podszedł do niego i już miał się na nie rzucić, ale powstrzymał go Aaron.
    - Najpierw kąpiel - oznajmił, tłumiąc w sobie śmiech..
    - Gdzie łazienka? – spytał, a blondyn wskazał na brązowe drzwi. – Masz kibel w pokoju? Ale super! – krzyknął entuzjastycznie i pobiegł do łazienki.
    - Weź sobie z szafki ręcznik – rzucił blondyn, sięgając do szafy po ubrania, dla chłopaka. Wyjął bokserki, jakąś koszulkę i spodenki, po czym poszedł do łazienki i położył je na wiklinowym krześle. Maurycy zdążył już wparować pod prysznic. – Zostawiam ci tutaj ubrania – powiedział blondyn, patrząc na rozmazaną przez szybę sylwetkę chłopaka.
    - Okej, dzięki.
    Aaron postanowił pójść do łazienki na korytarzu. Po kilkunastu minutach, owinięty w samym ręczniku, wszedł do pokoju i spostrzegł, że Maurycy jeszcze nie wyszedł. Położył się na łóżku, przewracając się na brzuch i czekał. Czekał na chłopaka, którego, gdy tylko wyjdzie z łazienki, zaprowadzi do pokoju gościnnego i będzie mógł wreszcie położyć się spać. Potrzebował snu.
    Maurycy wyszedł z łazienki, ubrany w same bokserki i uśmiechnął się na widok jaki zastał. Ciało blondyna już wcześniej go podniecało, a teraz gdy mógł ujrzeć go niemalże gołego, przykrytego jedynie przez ręcznik, który najchętniej by z niego zdarł, jego wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach. Zaczął wyobrażać sobie jakby to było znaleźć się w tych umięśnionych ramionach. Przyjemne ciepło zaczęło kumulować się w podbrzuszu.
    Podszedł do niego cicho po czym usiadł okrakiem na tyłku chłopaka, uśmiechając się szeroko. Aaron poruszył się lekko, czując na sobie ciężar, a Maurycy pochylił się bardziej na jego plecy, ręce rozstawiając po obu stronach jego głowy.
    - Co ty na to, aby się zabawić? – wyszeptał czarnowłosy, ponętnym głosem, chuchając delikatnie na kark chłopaka, a Aaron pierwszy raz zwątpił w to, czy zdoła się powstrzymać

czwartek, 3 października 2013

Rozdział 7.



Rozdział 7.

Nastał kolejny nudny dzień, który spędzałem na dośc mało ambitnym leżeniu i oglądaniu debilnych seriali w telewizji. Z racji tego, że musiałem jeszcze odpoczywac (co moim zdaniem było niepotrzebne), tak oto spędziłem niemalże cały dzień. W sumie nie było to takie złe. Mogłem chociaż uniknąc sprzątania i gotowania. Gdy na zegarze wybiła osiemnasta, zerwałem się z kapany i poszedłem ogarnąc.
Wyszedłem z łazienki owinięty w biały ręcznik i ruszyłem do swojego pokoju. Wziąłem z półki swój zegarek i założyłem go. Do wyjścia miałem około pół godziny. Podszedłem do dużej szafy. Otworzyłem drzwi i zamyśliłem się przez chwilę. Nie wiedziałem, co założyc. W końcu po kilku minutach intensywnego wpatrywania się w zawartośc szafy, wybrałem czarne, zwężane spodnie, czerwoną koszulkę i bejsbolówkę. Szybko się ubrałem i skierowałem do pokoju Aniki, aby sprawdzic, czy jest już gotowa. Miałem przeczucie, że sterczy nad stertą ubrań i zastanawia się, co włożyc.
Zapukałem kilka razy i otworzyłem drzwi. 
- Mogę wejść? – spytałem, zerkając przez małą szczelinę.
- Możesz – mruknęła zrezygnowanym głosem, stojąc i wpatrując się intensywnie w stertę ubrań.
Westchnąłem przeciągle. Doskonale wiedziałem, że tak będzie. Zawsze tak było.
- Załóż byle co – rzuciłem rozkładając się na kanapie. Dziewczyna spojrzała na mnie gniewnie. – Dobrze, dobrze, już nic nie powiem – wzruszyłem ramionami i przypatrywałem się jej z uśmiechem na twarzy.
- A! Nie mam, co założyc! – wrzasnęła rzucając jakąś sukienką we mnie. Na szczęście zdążyłem ją złapac. Spojrzałem na nią rozbawiony. – Doradziłbyś mi, a nie patrzysz się jak sroka w gnat!
- Myślałem, że nie chcesz mojej pomocy – powiedziałem, wstając i podchodząc do niej. – To tylko impreza…
- Powiedział to ten, który odwalił się jakby szedł na wielkie przyjęcie.
- Co? – zerknąłem na lusterko - Przecież normalnie się ubrałem.
Dziewczyna prychnęła. Podszedłem do jej szafy i wyjąłem jakieś ciuchy, które po chwili jej podałem. Anika wzięła je i zaczęła przykładac do siebie. Za chwilę na jej twarz pojawił się szeroki uśmiech.
- Ty to jednak masz dobry gust. Kochany jesteś – ucałowała mnie w policzek i pobiegła do łazienki. – Muszę spodobac się Aaronowi – krzyknęła zza drzwi.
Zmarszczyłem brwi. A więc on serio jej się spodobał…
- Szybko, bo inaczej się spóźnimy – powiedziałem, wychodząc z pokoju.



Kilkanaście minut później, a może kilkadziesiąt, byliśmy już w drodze do klubu. Kryspin i Malwina mieli być w środku dużo wcześniej, a Aaron miał czekac przed wejściem. Gdy zbliżaliśmy się do budynku, zaczęliśmy się rozglądac, aby znaleźć blondyna.
- Miał czekac przed dużym filarem – powiedziała Anika.
- Rozejrzyjmy się jeszcze wśród tego tłumu. Najlepiej będzie jak się rozdzielmy.
- Ok. Za pięc minut spotkamy się dokładnie tutaj – rzuciła i ruszyła w prawą stronę.
Ja skierowałem się na lewo. Wszedłem w wielki tłum ludzi, jednocześnie rozglądając się, czy Aarona nie ma gdzieś w pobliżu. Kto wie, może uciął sobie z kimś pogawędkę? Chociaż szczerze w to wątpię…
Pięc minut później poszedłem na miejsce, w którym miałem spotkac się z Aniką. Dziewczyna pomachała przecząco głową.
- Nigdzie go nie znalazłam – powiedziała zdezorientowana, gdy stanąłem obok niej. – Może się zgubił? – spytała z przerażeniem na twarzy. – Przecież on nie zna miasta! Mógł zabłądzic albo coś…
- Przecież wytłumaczyłem mu jak tutaj dotrzec – warknąłem, przerywając jej. Złapałem duży wdech. – Pójdę go jeszcze poszukac, a ty idź do Kryspina i Malwiny. – Dziewczyna kiwnęła i ruszyła do wejścia.
Rozejrzałem się wokoło jeszcze raz, ale nigdzie nie było blondyna. Podszedłem do kilku znanych mi osób i spytałem ich, czy nie widzieli przypadkiem kogoś przypominającego Aarona. Oczywiście nie widzieli...
Przeczesałem nerwowo włosy i stwierdziłem, że pójdę drogą prowadzącą do domu. Po przejściu około pięciuset metrów, zauważyłem jakąś postaci kierującą się w moją stronę. Podbiegłem do niej. To był Aaron. Rozglądał się dokoła, jakby czegoś szukał.
- Tu jesteś – wysapałem, łapiąc oddech. Blondyn spojrzał na mnie niepewnie.
- Co ty tutaj robisz? – spytał zdziwiony.
- Jak to co?! Szukaliśmy cię. Nie było cię pod umówionym miejscem! – rzuciłem, patrząc na niego z pretensją. Jeju! Jak ten człowiek mnie wkurza, to nie mam na to słów.
- Ah, tak. Zgubiłem się – mruknął.
Zgubił się? Przecież to nie tak daleko od jego domu…
- Dobra, nie obchodzi mnie to. Ważne, że cię znalazłem. Chodźmy już – powiedziałem i skierowałem się do klubu, nawet nie czekając na chłopaka.



- Dobrze, że jesteś pełnoletni – odparłem wchodząc do budynku.
- To klub od osiemnastu lat, więc czemu Malwina i Kryspin mogą wejść? – zapytał.
Roześmiałem się.
- No cóż. Ma się te kontakty. Nie trzeba być pełnoletnim, aby tutaj wejsc. Kryspin może wchodzic dzięki mnie, a Malwina… Cóż, nie mam pojęcia – wzruszyłem ramionami. Skierowaliśmy się długim i ciemnym korytarzem do wielkiej sali oświetlanej kolorowymi lampami. Po dwóch stronach były ustawione loże w kolorze czerwieni i czerni, a po dwóch pozostałych bar i scena. Na środku znajdował się duży parkiet.
- Ale dużo ludzi – mruknął chłopak przybliżając się do mnie.
Przedzierałem się przez tłum pogrążonych w tańcu ludzi, jednocześnie chwytając dłoń Aarona. To nie tak, że się o niego martwiłem. Skądże! Po prostu, gdyby zgubił się w tym buszu, to byłoby kłopotliwe. Musiałbym go znowu szukac i tak dalej. Sami zrozumcie. Ja martwiący się o innych ? Ha! Dobre sobie...
 Po przepchnięciu się przez parkiet, zauważyłem siedzącą Anikę. Dziewczyna akurat spojrzała prosto w naszą stronę i pomachała do nas.
- Widzę, że zagubiony jest już odnaleziony – stwierdziła, popijając drinka i spoglądając z uwodzicielskim uśmiechem na Aarona, po czym zerknęła na nasze ręce i zmarszczyła brwi. Wtedy przypomniałem sobie, że nadal go trzymam. Oderwałem się od niego lądując niemal metr dalej. Machnąłem głową i usiadłem naprzeciwko dziewczyny. Obok niej usiadł Aaron.
    - Gdzie byłeś, gdy cię nie było przystojniaku? – spytała Anika. Blondyn przeczesał palcami włosy, jednocześnie się uśmiechając.
    - Można powiedziec, się zgubiłem – odparł. – Ślicznie wyglądasz – stwierdził, patrząc na dziewczynę, która słysząc to uśmiechnęła się promiennie i podziękowała.
    Prychnąłem przypatrując się im, a wtedy oni spojrzeli na mnie pytająco. Zachowują się jak niedorozwinięte nastolatki. Niech ją weźmie gdzieś do pokoju i puknie, a nie słodzi jej, a ona jak jakaś idiotka rumieni się i trzepocze rzęsami. Żałosne. Moja przyjaciółka i takie zachowanie. Eh… Zawiodłem się.
   - Nic, nic – powiedziałem. – Idę po coś do picia. Chcecie coś?
   - Ja na razie mam – dziewczyna wskazała na swojego drinka. Spojrzałem na blondyna pytająco.
   - Może być piwo.
   Wszedłem prosto w tłum tańczących, z myślą, iż tak będzie szybciej. Myliłem się. Szybko zostałem wciągnięty do tańca przez innych. Jakaś dziewczyna zarzuciła mi ręce na szyje i zaczęła wywijac biodrami, a raczej ocierac się o mnie. Złapałem ją w talii i zacząłem odpowiadac na jej ruchy. Ładna, stwierdziłem patrząc na jej twarz. Ładna i łatwa. I nic więcej.
   - Jak masz na imię? – szepnąłem do jej ucha. Dziewczyna wplotła swoją dłoń w moje włosy.
   - Karolina – odpowiedziała i musnęła mnie w usta. Odpowiedziałem na jej pocałunek. Tańczyliśmy, całując się   jednocześnie. – A ty? – spytała odrywając się na chwilę.
   - Maurycy – uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią zawadiacko. Miałem nadzieję, że dziewczyna zrozumie o co mi chodzi. Zrozumiała. Pociągnęła mnie za rękę i skierowaliśmy się na korytarz.
   Gdy dotarliśmy w mało widoczne miejsce, natychmiastowo przyparliśmy do swoich ust. Całowaliśmy się namiętnie, badając jednocześnie swoje ciała. Dziewczyna miała obcisłą i dużo odkrywającą sukienkę, a więc nie miałem problemu, aby dostac się do pewnych miejsc. Wsunąłem dłoń pod jej sukienkę i zacząłem dotykac ją w wiadome miejsca przez majtki. Jęknęła lekko w moje usta. Gdy zaczeła się coraz bardziej nakręcac zaprzestałem pieszczotom. Wtedy opadła na kolana i rozpięła mi spodnie, lekko je zsuwając. Zaczęła dłonią masowac moją męskośc przez materiał spodni, jednoczesnie całując podbrzusze. Oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczy. Poczułem jak dziewczyna wyjmuje mojego członka i zaczyna mi trzepac ręką. Nabrałem powietrza i westchnąłem. Nie była mistrzynią w tym, co robiła, ale nie było tak źle, a uwierzcie mi – miałem dośc długą listę, aby mieć porównanie. I wiem też, że faceci są lepsi… Chociaż może to kwestia moich upodobań.   
   Dziewczyna jeszcze chwilę bawiła się moim kutasem ręką, a później zaczęła go lizac, od nasady ku główce. Zatrzymała się na napletku i wsadziła go do ust. Złapałem ją za włosy i zacząłem pieprzyc. Wbiłem się w nią  tak mocno, aż niemalże zaczęła się krztusic, po czym zrobiłem jeszcze kilkanaście pchnięc i doszedłem. Zerknąłem na nią. Uśmiechnęła się nieśmiało. Widac było, że czeka na dalszą cześc. Ha! Nie dzisiaj, słonko.
   - Dzięki – powiedziałem, poprawiając spodnie. – Musze już iśc. Znajomi czekają – rzuciłem, a dziewczyna zrobiła zdziwioną minę. Odwróciłem się i ruszyłem do łazienki, uśmiechając się lekko. Tak, wiem. Jestem skurwysynem, ale to nie ja ją pierwszy pocałowałem i to nie ja pchałem się do łóżka. To znaczy na korytarz…
   Kilka minut później byłem już przed barem i zamawiałem piwo.
   - To twoje zamówienie, Maurycy – powiedziała niska barmanka, uśmiechając się do mnie. Puściłem do niej oczko, a ona zachichotała i nachyliła się do mnie lekko.
  - Jakbyś miał ochotę, to wpadnij na zaplecze jak będę mieć przerwę. Tam do tego pokoju, co zwykle. - Kiwnąłem głową i zapłaciłem, po czym poszedłem do znajomych.
   - Coś długo cię nie było – rzuciła Anika, przyglądając mi się badawczo. Wzruszyłem ramionami i postawiłem alkohol na stoliku.
   - Pewna okazja się nadarzyła, to ją wykorzystałem – stwierdziłem. Rozsiadłem się na fotelu, otwierając piwo.
   - Właśnie widziałem tą twoją okazję – mruknął Aaron.
   - Właśnie! Widzieliśmy tę biedaczkę. Prawie tu beczała – dodała Anika. – Co żeś jej zrobił, idioto?
   - Nic jej nie zrobiłem. To ona wyobraziła sobie Bóg wie co. Ja tylko skorzystałem z okazji... – Czemu to zawsze na mnie spada wina?
   - Ruchałeś się z nią? – usłyszałem męski głos. Wszyscy spojrzeliśmy na właściciela tych słów. Kryspin patrzył na mnie wyczekująco, trzymając za ramię Malwinę. Ah, ta jego bezpośrednośc…
   - Nie ruchałem – powiedziałem obojętnie.
   - No to co robiłeś? – dopytywał dalej mocno zdziwiony.  
   - A jak myślisz, co ona mogła mi zrobic? – spytałem z dośc zadowoloną miną. Chłopak uśmiechnął się i usiadł wraz z dziewczyną obok mnie.
   - Dobra była? – szepnął mi do ucha tak, aby nikt nie mógł go usłyszec. Zaśmiałem się.
   - Bywały lepsze, a co chcesz ją?
   Chłopak przez chwilę wpatrywał się we mnie tępo, a później zmarszczył brwi i zerknął na Malwinę.
   - Nie chcę…



   Godzinę później dołączył do nas Kajetan. Gdy witał się z nami, spojrzał oschle w stronę Aarona, który odwzajemnił ten wzrok. Niezbyt wiedziałem do czego między nimi doszło, że jak widac niezbyt za sobą przepadają. No ale nie moja sprawa, prawda?
   Spojrzałem w stronę baru i zobaczyłem wysokiego, czarnowłosego mężczyznę. Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałem mu tym samym. Skinął do mnie głową, abym do niego przyszedł. Chwilę się wahałem, ale jak się bawic, to na całego. Tym bardziej, że temu mężczyźnie zawdzięczałem między innymi to, że mogłem przebywac w tym klubie pomimo mojego wieku. Tak, ten czarnowłosy, to nikt inny jak właściciel klubu.
   Wstałem, a moi znajomi przestali rozmawiac i spojrzeli na mnie pytająco.
   - Idę do znajomego – oznajmiłem i zaczerpnąłem ostatni łyk drinka.
   - Do kogo? – spytała Anika, unosząc wysoko brwi. Mimowolnie spojrzałem w stronę mężczyzny, który przyglądał mi się z zawadiackim uśmieszkiem. Dziewczyna podążyła za moim wzrokiem i westchnęła przeciągle.
   - Miałeś się z nim nie spotykac, do jasnej cholery! – warknęła. – Obiecałeś, że nie będziesz się z nim pieprzył!
   Spojrzałem na nią obojętnie i wzruszyłem ramionami.
   - Nic nie obiecywałem. Powiedziałem tylko, że już z nim skończyłem…
   - No właśnie! – warknęła, uderzając szklanką o blat stolika.
   - Maurycy, czy ty nie umiesz usiedzieć spokojnie na dupie? – spytał Kryspin.
   No pięknie! On też przeciwko mnie? Kto jeszcze?
   Aaron wpatrywał się w nas ze zdezorientowaną miną. No tak, nie wiedział o co chodzi. Skrócę mniej więcej powód, dlaczego Anika nie chce, abym to spotykał się z właścicielem klubu.
   A więc poznałem go ponad rok temu, gdy przechodziłem koło klubu. Akurat była sobota, więc było mnóstwo ludzi i pośród tłumu stał on. Uśmiechnął się do mnie, ale go olałem i ruszyłem dalej. Po co miałem się zatrzymywac? I tak nikt nie wpuściłby mnie do środka. Tak więc ruszyłem dalej, ale w pewnym momencie ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się. To był ten gościu. Zaczął ze mną rozmawiac, tak po prostu. O głupotach. W końcu zapytał, czy nie chciałbym wejść do klubu. Spojrzałem na niego niepewnie. Przecież ja nie mogłem tam wejść, bo ani ja, ani Anika, czy ktokolwiek inny nie miał aż takich znajomości, aby mogli nas wpuścic. Oznajmiłem mu szybko, że chyba to będzie nierealne, ponieważ jestem niepełnoletni, ale on tylko pokręcił głową. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zamurowało mnie. Spytałem go, co zamierza, a on odparł, że to jego klub. I tak oto wszedłem pierwszy raz do tego oto miejsca. Cały wieczór spędziłem razem z Kubą – bo tak mu na imię. Później oznajmiłem mu, że powinienem już iśc. Było już późno. Bardzo późno. Kuba zaoferował, że mnie odwiezie. Zgodziłem się. Będąc w samochodzie przed domem, wręczył mi karteczkę z jego adresem i telefonem. Gdy wysiadałem złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Całowaliśmy się. Tylko całowaliśmy. Następnego dnia nie zadzwoniłem. I kolejnego, i jeszcze kolejnego. I tak minął miesiąc. W końcu chłopak sam do mnie przyjechał. Poszedłem z nim znowu do klubu. I wydarzyło się. Robótki ręczne i te sprawy. Później jakoś się wszystko ruszyło. Nie spotykaliśmy się jako para. Oczywiście, że nie. Nasza znajomośc opierała się tylko na seksie. A ja oczywiście mogłem wprowadzic kogokolwiek  chcę do klubu. Uwierzcie mi, że jest on tak pilnie strzeżony, że byle kto do niego nie wejdzie. Minął pewien czas i wtedy Kuba zaczął robic się agresywny. Agresywny, gdy ze sobą sypialiśmy. Na początku to było w pewien sposób fajne, ale później nawet podczas rozmów wydawał się dziwny. Do tego doszły narkotyki. Nie jakieś ciężkie, ale  mimo wszystko narkotyk to narkotyk. Wziąłem kilka razy. No może kilkanaście. Sam nie wiem. Za namową Aniki i Kryspina, postanowiłem to przerwac. Gdy oznajmiłem Kubie, że chcę zakończyc naszą znajomośc, zdenerwował się lekko, ale nic nie zrobił. Nadal mogłem tutaj przychodzic. Z początku myślałem, że jak mnie zauważy, to każe mnie wygonic, ale nic takiego się nie zdarzyło, więc nadal przychodziłem i przychodzę do dzisiaj.
    - Maurycy, proszę – wyszeptała błagalnie. – Wiesz jaki on jest.
    - Przecież nie powiedziałem, że idę się z nim pieprzyc!
    - Nie oszukujmy się, przyjacielu – rzucił Kryspin. – Każdy z tego stolika wie jaki jesteś i każdy może śmiało stwierdzic, co będziecie robic. A nie będzie to zwykła rozmowa.
    -Dajcie mu spokój – powiedziała Malwina. Wszyscy na nią spojrzeliśmy, a ta uśmiechnęła się do mnie.
Chociaż jedna, która nie wpieprza się do życia innych. Co ich to obchodzi z kim będę rozmawiał lub się pieprzył? Moje życie. Rozumiem, że się martwią, ale bez przesady. Niech przejmują się swoim losem, a nie moim. Nie jestem przecież małym dzieckiem, aby tak się o mnie martwic.   
   - Idę i koniec.
   Zacząłem wychodzic, gdy w tym samym momencie złapały mnie dwie ręce. Jedna należała do Aarona, a druga do Kajetana. Spojrzałem to na jednego, to na drugiego.
   - A wy co? – warknąłem. – Też chcecie mnie zatrzymac? Jeju!
   Odtrąciłem ich ręce i poszedłem szybkim krokiem do Kuby.
   - Znajomi nie chcieli cię puścic? – spytał rozbawiony, gdy stanąłem obok niego.
   Zagryzłem wargę i spojrzałem na niego ze zmarszczonymi brwiami.
   - Ta – mruknąłem. – Coś ode mnie chcesz?
   Czarnowłosy nachylił się nade mną i musnął mnie lekko w szyję.
   - Stęskniłem się – szepnął, a mnie przeszedł dreszcz.
   - R…rozumiem. I co w związku z tym? – spytałem z udawanym spokojem i obojętnością, chociaż w środku mnie wrzało od różnorodnych uczuc. 
   - Sam wiesz co – powiedział i złapał mnie w pasie.
    Nie odtrąciłem go. Spojrzałem w kierunku naszego stolika i uśmiechnąłem się, gdy spostrzegłem, że cała
czwórka patrzy na mnie i Kubę ze złością. Tylko Malwina wydawała się być rozbawiona całą tą sytuacją. Objąłem go jedną ręką za szyję nadal patrząc w stronę znajomych. Szczerze mówiąc, to nie chciałem pójść do Kuby w takim celu. Chciałem tylko porozmawiac. Dowiedziec się co u niego i czego ode mnie chce. Nic więcej, ale tamci mnie zdenerwowali. I w tym momencie moim priorytetem było ich wkurzyc, a żeby to zrobic niestety musiałem posunąc się do pewnych kroków… 

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 6.


Rozdział 6.


~~*~~
(Kryspin)


Zabrzmiał dzwonek na przerwę. Kryspin niemalże wybiegł z klasy, uśmiechając się przy tym promiennie. Koledzy spojrzeli na niego jak na jakiegoś idiotę, ale chłopak nie zwrócił na to uwagę. Jego głowę zaprzątała jedna myśl – wreszcie może spotkac się z jego, no może nie jego, czarnowłosą pięknością.
Gdy już opuścił budynek szkoły, jego oczom ukazał się obraz, o którym myślał przez całą lekcję. Dziewczyna siedziała na pobliskiej ławce i bawiła się telefonem. Podszedł do niej dyskretnie od tyłu i zasłonił jej oczy.
- Jak myślisz, kim jestem? – rzucił, nieudolnie zmieniając barwę głosu. Czarnowłosa zaśmiała się lekko.
- Kryspin – odpowiedziała, łapiąc go za dłonie i zdejmując je ze swojej twarzy. – Czekałam na ciebie godzinę. Gdzie idziemy? – spytała, gdy chłopak stanął obok niej.
- Godzinę? – spytał zdziwiony. Z tego co wiedział dziewczyna miała kończyc dopiero teraz. – Czemu godzinę?
Czarnowłosa machnęła ręką.
- Zwolnili nas z ostatniej godziny bo historyczka się rozchorowała czy coś takiego. Więc gdzie idziemy? – ponowiła pytanie.
- Może do parku?
Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową i skierowali się do pobliskiego skweru.
Kilkanaście minut później byli na miejscu. Spacerowali rozmawiając i żartując. Kryspinowi robiło się ciepło na sercu za każdym razem, gdy tylko dziewczyna zaśmiała się lub cokolwiek opowiadała. Bardzo polubił jej towarzystwo już od ich pierwszej rozmowy w klubie. Wtedy Malwina, bo tak jej na imię, wydawała się nieco nieśmiała, ale po bliższym zapoznaniu, można śmiało stwierdzic, że to tylko pozory i wcale taka nieśmiała nie jest. Co prawda, znali się dopiero kilkanaście dni, ale chłopak czuł, że jest to znajomośc na dłuższy czas, a może na zawsze? Uśmiechnął się pod nosem.
-Cóż to za tajemniczy uśmieszek? – spytała dziewczyna, przerywając jakąś historię, którą właśnie opowiadała. – Eh, pewnie nie słuchasz tego, co mówię –stwierdziła pąsowiejąc.
-Nie, nie. Słucham. Oczywiście, że słucham – odparł, rumieniąc się lekko. Gdyby Malwina wiedziała, że zamiast ją słuchac, myśli o czymś zupełnie innym… Na przykład o tym, że chyba się w niej zauroczył. Pokręcił głową na samą myśl o tym. Chyba umarłby ze wstydu. A gorzej byłoby, gdyby dziewczyna nie czuła tego co on.
Spacerowali w ciszy, która o dziwo nie była nużącą, czy też krępująca. Przemierzali właśnie ścieżkę, która z jednej strony otoczona była niewysokim murkiem, za którym rozciągała się rzeka, a po drugiej stronie ścieżki, było duże wzniesienie pokryte trawą i drzewami. Było to chyba najładniejsze miejsce w całym tym parku.
 Ich dłonie musnęły się lekko, a po ciele chłopaka przeszedł dreszcz. Odsunął się lekko.
Ah! Zachowuję się jak jakiś nieudacznik, pomyślał machając głową. Malwina zaśmiała się na ten widok i złapała go za dłoń. Serce Kryspina zaczęło momentalnie szybciej bić.
Wdech i wydech. Ogarnij się. Tylko trzyma twoją dłoń. To nic takiego, stary. Tylko ręka, tylko ręka… Trzymałeś za ręce już pełno dziewczyn. To nic, że to ręka Malwiny. Cholera…
- Może usiądziemy? - rzuciła czarnowłosa, wskazując na starą ławkę.
- Tak, tak. Usiądźmy – odpowiedział na pozór spokojnie Kryspin.
- Czemu Maurycego nie było w szkole? Coś się stało, czy po prostu wagaruje? - Chłopak zmarszczył brwi słysząc te pytania. Szczerze mówiąc, niezbyt chciał, aby dziewczyna mówiła lub pytała o Maurycego. Nie żeby był zazdrosny. Nie, nie… On tylko… Czuł się zagrożony. Nie wiedział, czego może spodziewac się po Maurycym. Co prawda, czarnowłosy w stosunku do niego i Aniki, nigdy nie był zły, ale to tylko Maurycy - egoistyczny dupek. Nie żeby Kryspin go nie lubił. Bynajmniej. Lubił go i to bardzo. Traktował go jak przyjaciela, ale to nadal Maurycy… A oprócz tego, została druga sprawa – nie wiedział, czy może cokolwiek powiedziec o tym, co przytrafiło się czarnowłosemu. Anika mu zabroniła, mimo iż sama wygadała się przed Aaronem, więc on też może, prawda?
- Był w szpitalu – powiedział spokojnie – Ale to nic takiego - dodał szybko, po tym jak zobaczył przerażoną twarz dziewczyny. – Już jest spoko. Dzisiaj został wypisany, pewnie jest już w domu…
- Ah, tak – mruknęła dziewczyna, marszcząc brwi. – To może pójdziemy do ciebie, co? – zaproponowała.
- Ta, chodźmy – odparł niechętnie Kryspin, ale widząc jak dziewczyna uśmiechnęła się na jego odpowiedź – sam odwzajemnił uśmiech. Co prawda z jego strony mocno wymuszony… Niezbyt chciał zaprowadzic ją do jego domu. Tym bardziej, że zapewne był w nim już Maurycy. Ale cóż miał poradzic na to, że ona chce tam pójść? Nic nie mógł zrobic. Taka prawda. Miał złe przeczucie, choc sam nie wiedział dlaczego…


~~*~~
(Maurycy)


- Wreszcie w domciu - odetchnałem z ulgą. - Chcesz się czegoś napic? - spytałem niechętnie blondyna, który ni z tego, ni z owego, wpakował się razem ze mną do domu. Mógł przecież położyc moją walizkę i pójść do siebie. Nikt mu nie kazał zostawac. Broń Boże! Kto by chciał z nim zostac? Na pewno nie ja… Uwierzcie, mogłem znaleźć milion innych rzeczy, niż użeranie się z tym głupkiem, który chciał mnie oczernic przed ludzmi w tramwaju. Na samą myśl tego czegoś, zmarszczyłem ze złości brwi. Nigdy mu tego nie zapomnę…  
- Może być woda – odpowiedział, rozglądając się po pomieszczeniu.  
- Ok. To idź do mojego pokoju. To ten drugi z prawej strony, na pierwszym piętrze - zaczekałem, aż chłopak wejdzie po schodach i stracę go z oczu, dopiero wtedy poszedłem do kuchni. Spojrzałem na butelki z wodą, były same smakowe. Nie miałem pojęcia, czy on takie lubi, już nie wspominając tego, że nie wiedziałem jaki smak lubi. Nic o nim nie wiedziałem. A zresztą, po co miałaby być mi potrzebna ta wiedza?
Zgarnąłem pierwszą lepszą wodę truskawkową. Niemalże każdy lubi truskawki, prawda? No może oprócz mnie. Ja ich nie lubię, ale ja to ja… Dla siebie zrobiłem kawę, po czym prędko ruszyłem do pokoju.
Gdy otworzyłem drzwi, spostrzegłem, że chłopak chodzi po pokoju i bacznie się rozgląda. Najpierw stanął przed półką, na której stały jakieś zdjęcia przedstawiające głównie mnie, Anikę i Kryspina oraz naszego dawnego współlokatora – Michała. Uśmiechnął się lekko, a na jego policzkach ukazały się dołeczki. Dobra, muszę stwierdzic, że są urocze. Tylko dołeczki oczywiście, nie on cały!
Później zatrzymał się naprzeciwko moich rysunków i wpatrywał się w nie, a ja w chłopaka. Widocznie nie zauważył, że wszedłem, bo nawet na mnie nie zerknął. Podszedłem do niego jak najciszej.
- Zainteresowały cię moje prace?
Aaron prawie podskoczył, gdy mnie usłyszał. Zaśmiałem się lekko i podałem mu szklankę z wodą.
- Są dziwne – odparł niepewnie, dalej im się przyglądając.
Dziwne? Dziwny to jesteś ty.
- Co jest w nich dziwnego? – spytałem, wysoko unosząc brew. Nie żeby obchodziła mnie jego interpretacja rysunków, to tylko taka zwykła, ludzka ciekawośc…
- Gdy na nie patrzę, momentalnie staję się smutny – mruknął, pijąc wodę w międzyczasie. Skrzywił się lekko, połykając ją.
No nie mówcie, że jest akurat w tej małej grupie ludzi nielubiących truskawki? O Jezu…
- Daj to – wyrwałem mu szklankę. – Mogłeś powiedziec od razu, że nie lubisz tych cholernych truskawek. Pójdę nalac jakaś inną. Jest jeszcze cytrynowa i brzoskwiniowa. Może być? – spytałem, kierując się do wyjścia. Poczułem ciepłą dłoń na swojej, gdy nacisnąłem klamkę, aby otworzyc drzwi.
- Nie musisz. Ta jest dobra. Cokolwiek zrobisz jest dobre – stwierdził miękko chłopak, a mnie przeszedł dreszcz.
Spojrzałem na niego zdezorientowany. Z jakim on mi tu tekstem wyskakuje. Co to ma w ogóle być? Cokolwiek zrobię jest dobre? Ha! Dobre sobie. Z takimi czymś to nie do mnie…
-Słuchaj – odwróciłem się do niego. Stał o wiele za blisko. Nie żeby mi przeszkadzał czyjś dotyk lub taka bliskośc. Oczywiście, że nie. Przecież mówimy tu o mnie. Jednakże z nieznanych mi przyczyn, on mi przeszkadzał. Oblukałem go od dołu do góry. Był ładnie ubrany. Granatowe rurki opinały się na widac umięśnionych nogach. Kremowa koszulka w jakieś dziwne wzorki, była lekko za duża, ale mimo to ładnie leżała na ciele. No nie oszukujmy się, twarz przystojna. Nawet bardzo. Szczególnie oczy i usta. Tak, oczy. Takie czarne, tajemnicze, piękne. Niemalże nie można odróżnic źrenic od tęczówki. Mógłbym się w nie wpatrywac i wpatrywac… Chyba mam jakiś fetysz czarnych oczu… Wygląda bardzo dobrze, więc czemu nie chcę, aby mnie dotykał? Przygryzłem wargę. Trzeba odgonic niepotrzebne myśli. Tak, tak. Jakie znowu ładne oczy? Pfff. Zwariowałem w tym szpitalu, serio. – Przestań wygadywac takie rzeczy. Bardziej cię od tego nie polubię, więc to bezsensu. Nie wysilaj się.
- Wiem, że takie słowa nie zmienią twojego stosunku do mnie. – odpowiedział. – Ale chcę się z tobą zaprzyjaźnic. Ale czekaj, powiedziałeś ‘’bardziej cię od tego nie polubię’’, czyli już mnie lubisz?
Zaśmiałem się. Zaprzyjaźnic? Ze mną? Jestem ostatnią osobą, z którą można się zaprzyjaźnic. Niedoczekanie. A tak w ogóle, ja go nawet nie lubię…
- Głupi jesteś? Taka osoba jak ty, nigdy nie stanie się moim przyjacielem – stwierdziłem oschle. Nie ma co chłopaka oszukiwac. Niech sobie jak najprędzej wybije z głowy te durnowate myśli i plany na przyszłośc. – Z tego co wiem, przyjaźń jednostronna nie może istniec, a więc masz problem. A teraz poczekaj tu, pójdę po nową wodę – rzuciłem i szybko wyszedłem z pomieszczenia. W tym momencie być jak najdalej od niego, to był mój priorytet, który niestety nie doszedł do skutku, bo chłopak nie posłuchał i ruszył za mną.
Westchnąłem przeciągle. Głupi, a na dodatek upierdliwy.  
- Więc może cytrynowa, czy coś innego? – spytałem beznamiętnie, podchodząc do półki.
- Może być cytrynowa - odparł siadając przy stole.
Podałem mu szklankę i zajrzałem do lodówki, która świeciła pustkami. I gdzie jest niby te jedzenie, które miała kupić Anika? Czyżby już je zjadła? Prychnąłem.
- Jak dawno temu wyszła Anika?
- Rano. Obydwoje nie poszliśmy do szkoły. Napisała mi smsa, że pójdzie zrobić zakupy i spytała, czy mógłbym odebrać cię przed południem ze szpitala.
Spojrzałem na zegarek na ręce.
- Już powinna być – stwierdziłem.
Sięgnąłem po telefon i napisałem do niej wiadomośc.

Ja:
''Zrobiłaś zakupy? Za ile będziesz?''

Kiladziesiąt sekund później przyszła odpowiedź.

Anika:
'' Nie zrobiłam. Wybacz. Jestem zajęta. Wrócę późno. Ty możesz iść do sklepu. Niech Aaron ci pomoże albo Kryspin. Papa, kochany.''

- Cholera - wydarłem się na cały pokój. Aaron spojrzał na mnie pytająco. - Nie zrobiła i nie zrobi zakupów. Ty możesz iść do sklepu - te ostatnie zdanie powiedziałem udając ją. Co za życie… Przychodzę do domu po pobycie w durnym szpitalu, po jedzeniu ohydnego szpitalnego jedzenia, z myślą, iż wreszcie będę mógł zjeść jakieś dobre, domowe żarcie, ale nie. Oczywiście nikt nie zrobił cholernych zakupów. Mnie nie było, to musieli pewnie zdychac z głodu. Eh… Co oni by beze mnie zrobili?
-  Możemy iść razem. Nie powinieneś wychodzić sam po tym, co ci zrobiono – rzucił chłopak. Spojrzałem na niego jak na głupka. Co on Matka Teresa? Czy ja jestem małym dzieckiem potrzebującym pomocy?
- Wiesz co? - podszedłem do niego blizej. - Jeżeli myslisz, że to co mi się przytrafiło ruszyło mnie w jakiś sposób, to muszę cię rozczarować. Już dawno o tym zapomniałem. - Odwróciłem się do niego i podniosłem bluzkę do góry. - Widzisz te blizny? Nie są bardzo widoczne, ale zauwazysz je, jeżeli się przyjrzysz.
- Widzę – odparł, wpatrując się w moje plecy ze zmarszczonymi brwiami.
Opuściłem bluzkę i spojrzałem na niego. Miał zdezorientowana minę. Postanowiłem, że nie powiem mu nic więcej. Zobaczył moje blizny, więc niech się teraz głowi, co mi się takiego przytrafiło, że je mam… Ha! No dobra... Wiem, że to takie dziecinne zachowanie, ale sami zrozumcie. Ten człowiek mnie wkurza tak, że aż sam chcę go wkurzac…  
Zza drzwi zaczęły dobiegac jakieś hałasy. W pierwszej chwili pomyślałem, że to Anika i, że będę mógł ją ochrzanic za te cudowne zakupy, których nie zrobiła, ale szybko przekonałem się, iż to nie ona.
- Maurycy już powinien być w domu. Chcesz go poznać? – odezwał się znajomy, męski głos. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Na korytarzu stał Kryspin z jakąś, znajomą dziewczyną. Tylko skąd ja ją kojarzyłem? Przechyliłem głowę, wpatrując się w nią. Dziewczyna speszyła się lekko, ale nie odwróciła wzroku.
- O, widzisz. Jest - powiedział rudowłosy do dziewczyny, wskazując na mnie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, nadal patrząc mi w oczy.
- Malwina – przedstawiła się, podając mi dłoń. Odwzajemniłem uścisk.
- Maurycy, ale to już wiesz - odparłem z uśmiechem. - A ten, który tam siedzi, to – największy głupek jakiego znam - Aaron - dodałem obojętnie, wskazując kciukiem na chłopaka siedzącego za mną. Blondyn pomachał do niej, po czym wstał i przywitał się zarówno z Malwiną jak i Kryspinem.
- Malwina chciała cię poznac – oznajmił Kryspin. Spojrzałem najpierw na nią, a później na niego. Przewróciłem oczami i kiwnąłem lekko głową. Chciała mnie poznac? A to ciekawe…
- No to już mnie poznałaś – zwróciłem się do dziewczyny oschle, a ta spojrzała na mnie niepewnie. – A teraz idę do sklepu z – tym głupkiem – Aronem – dodałem i machnąłem do chłopaka, aby za mną poszedł.


- Ta Malwina – zaczął mówic Aaron. – To jak się na ciebie patrzyła było dziwne.
Parsknąłem.
- Też to zauważyłem. Patrzy na mnie jak trzy czwarte dziewczyn w szkole – odparłem rozbawiony. – Pozostała częśc to lesbijki.
- Nie zamierzasz jej chyba… no wiesz? – spytał. Spojrzałem na niego kpiąco i uśmiechnąłem się.
- Może tak, może nie. Kto wie? – Chłopak zagrodził mi drogę i złapał mnie za ramię.
- Chcesz zranic swojego przyjaciela, idioto? – warknął. Zmarszczyłem czoło. Co go obchodzi, co zrobię? Ale mówiąc serio, nigdy nie zrobiłbym takiej rzeczy Kryspinowi. Taką świnią to ja nie jestem. Chyba…
Aaron pogłębił uścisk na moim ramieniu, zapewne widząc moje wahanie.
- Coś za dużo przemocy używasz wobec mnie. Czyżbys lubił BDSM?
- Ale jesteś zabawny – powiedział ironicznie. – A nawet jeśli lubię, to co ? – puścił mnie i ruszył dalej. Podbiegłem do niego.
- Zaciekawiłeś mnie tym. Serio lubisz? – Aaron wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział. – Bo wiesz, ja lubię – puściłem do niego oczko. Chłopak uśmiechnął się pod nosem.


Kilka minut później doszliśmy do pobliskiego hipermarketu. Poszedłem do pierwszego lepszego działu, jak się okazało z nabiałem i wpatrywałem się w sery, mocno zastanawiając się, czy chcę którykolwiek z nich kupic. Gdybym w życiu miał tylko takie zmartwienia, jak wybór sera… Wszystko byłoby takie błahe.
W końcu wybrałem jakiś, czując na sobie wzrok zniecierpliwionego Aarona, przestępującego z nogi na nogę. Chyba mu się nudziło. No cóż. Nikt mu nie kazał iśc, prawda?
- Jesteś gorszy od bab – mruknął pod nosem, a ja udałem, że go nie usłyszałem i ruszyłem dalej. Jeszcze śmie mnie obrażac! Bezczelny.
W dziale z pieczywem zauważyłem stojącego Kajetana. Zawołałem jego imię, a gdy spojrzał na mnie pomachałem do niego. Chłopak uśmiechnął się, ale chwilę później jego uśmiech zniknął z twarzy. Ruszył w naszą stronę, wciąż wpatrując się w miejsce obok mnie.
- Cześc, Maurycy. Dawno cie nie widziałem – powiedział, przytulając mnie jednocześnie.. Spojrzałem na niego niepewnie. Co z nim? Zawsze ukrywał swoją orientację. No dobra przyjaciół też tak można przytulac, ale ta ręka sunąca coraz niżej, w stronę mojego tyłka... Odsunąłem się od niego z wymuszonym uśmiechem. – Cześc, Aaron – zwrócił się do chłopaka obojętnie. Spojrzałem na nich. Wpatrywali się w siebie w dziwny sposób.
Odchrząknąłem.
- Byłem w szpitalu, dlatego mnie nie widziałeś – Przewodniczący zrobił duże oczy i złapał mnie za twarz. Zaczął gładzic dłonią mój policzek.
- To cos poważnego? – spytał zaniepokojony.
Pokręciłem przecząco głową. Nie ma sensu wtajemniczac kolejną osobę.
- To nic takiego…
- Ale masz szramy – przerwał mi. Zerknąłem na Aarona, który przypatrywał się nam z dziwnym wyrazem twarzy. Uśmiechnąłem się niepewnie. Nie miałem pojęcia, co powiedziec Kajetanowi…
- Uderzył twarzą w drzwi, z których akurat wystawały w dwóch miejscach gwoździe – rzucił Aaron, a ja kiwnąłem głową. Dopiero chwilę później trafiło do mnie to, co powiedział. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Drzwi? Gwoździe? O ludzie… Co to za idiotyczny pomysł? W sumie to w jego stylu… Nawet dzieciak by w to nie uwierzył, a co dopiero przewodniczący…
- Taa – mruknąłem. Kajetan patrzył to na mnie, to na chłopaka obok.
- Rozumiem. Dobrze, że nic złego ci się nie stało – uśmiechnął się, po czym zerknął na zegarek. – Muszę iśc odebrac siostrę z przedszkola. Na razie – rzucił i odszedł od nas. Odprowadziłem go wzrokiem po czym spojrzałem zażenowany na blondyna.
- Uderzył twarzą w drzwi – powtórzyłem, udając chłopaka. – W drzwi z gwoździami. Co to ma być?! Myślisz, że on w to uwierzył? Co za debilny pomysł…
Aaron zaśmiał się.
- Lepsze to niż nic. No chyba, że wolałeś, aby poznał prawdę, a po twojej minie stwierdziłem, że raczej nie.
Westchnąłem. Miał rację. Nie chciałem, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Nawet Kajetan.
- Nie podziękuję ci – odparłem i ruszyłem dalej. Chłopak podążył za mną nadal się śmiejąc. - Ale mogę ci zaproponować pójście jutro do klubu.
- Kto jeszcze będzie? – spytał. – Bo zgaduję, że tylko ze mną byś nie poszedł.
Kiwnąłem głową. Dobrze, że chociaż z tego zdawał sobie sprawę.
- Anika, Kryspin, ta Malwina. Jeszcze ktoś pewnie pójdzie. Więc, chcesz iśc?

- Chcę... 


*************************

Rozdziały postaram się wrzucac co ok. 2 tygodnie. Chciałabym szybciej, ale niestety klasa maturalna. Zrozumcie ten ból. ^^
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze i oczywiście zapraszam do dalszego komentowania, oceniania, krytykowania, cokolwiek. :)