Opis

OPOWIADANIE ZAWIESZONE NA CZAS NIEOKREŚLONY!

Opowiadanie o tematyce homoseksualnej męsko- męskiej, zawierające sceny seksu i przemocy.




sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 3.

Rozdział 3.
~~*~~
(Maurycy, Aaron, Kajetan)

    Czarnooki dalej wpatrywał się w Kajetana i Maurycego. Był bardzo zaskoczony widokiem, jaki miał tuż przed sobą. Potarł nerwowo włosy i odchrząknął.
    Przewodniczący zerknął w stronę chłopaka stojącego w drzwiach i niechętnie odsunął się od czarnowłosego, wywracając przy tym oczami. Nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadza, a szczególnie w takich zajęciach.
    - W czym mogę pomóc? - spytał poirytowanym głosem, poprawiając swoje ciuchy. Czarnooki nie odpowiedział. Wpatrywał się w Maurycego próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Chłopak jednak wydał się nieporuszony tym wszystkim. Miał obojętny wyraz twarzy i chłodne oczy.
     Maurycy w końcu postanowił przerwać tą walkę na spojrzenia. Odwrócił się od czarnookiego i zaczął szybko poprawiać swoje ubrania. Nie widział powodu, dla którego miałby tu dalej zostać. Przecież chłopak przyszedł do przewodniczącego, a nie do niego...
    - Dokończymy to kiedy indziej - rzucił do Kajetana i skierował się pewnym krokiem do wyjścia. Przechodząc obok blondyna, intensywnie spojrzał mu w oczy, lekko szturchając go w ramię. Poczuł narastający triumf. Wreszcie doprowadził do tego, że ten wkurzający uśmieszek zniknął z twarzy blondyna.


    - Więc w czym mogę pomóc? - powtórzył przewodniczący kierując się w stronę swojego biurka. - Nie musisz tak stać w drzwiach. Śmiało, wejdź i usiądź. - Wskazał na krzesło stojące przed jego mahoniowym biurkiem. Sam usiadł na dużym, czarnym fotelu.
    Chłopak skierował się na miejsce, wskazane przez Kajetana. Gdy usiadł, rozjerzał się po pokoju. Nie chciał patrzeć teraz na twarz, którą miał przed sobą. Czuł się niezręcznie. Co prawda pukał do drzwi, a że nikt nie odpowiedział, to postanowił sprawdzić, czy są otwarte. Nie jego wina, że trafił na taką sytuację. Przecież nie chciał. Gdyby wiedział, nie wszedłby do tego cholernego pokoju. Z drugiej strony, kto mądry wybiera takie miejsca na szybkie numerki, nie zamykając przy tym drzwi? Chłopak westchnął przeciągle i spojrzał na przewodniczącego, który ze spokojem, popijał herbatkę.
    - Nazywam się Aaron Maklakiewicz. Jestem nowym uczniem - powiedział.
    - Ach, tak. Słyszałem o tobie od dyrektora. - Kajetan wstał i skierował się w stronę dużej szafy. Wyjął z niej torbę i podał ją Aaronowi. - Tu jest twój strój na wf oraz identyfikator, który musisz mieć zawsze przy sobie.
    Blondyn wziął do ręki identyfikator i zaczął go oglądać z każdej strony. Był mały o niebieskim kolorze z czarnymi napisami. Widniała na nim nazwa szkoły, nazwisko i imię ucznia oraz klasa, do której uczęszcza.
    - Mam nadzieję, że spodoba ci się w naszej szkole - mówiąc to przewodniczący przybrał miły wyraz twarzy. Widać było jednak, że jego uśmiech jest wymuszony. - Może chcesz napić się herbaty albo kawy? - spytał.
    - Nie, dziękuję. Będę już wychodzić -  blondyn powiedziawszy to wstał i skierował się ku wyjściu.
    - Mam nadzieję, że nie powiesz nikomu o wcześniejszej sytuacji - usłyszał, gdy miał otwierać drzwi. Wtedy na myśl przyszło mu pytanie. Wiedział, że jeżeli nie spyta teraz, to nie będzie miał już takiej możliwości. Zaczerpnął dużo powietrza.
    - Czy wy jesteście parą? - rzucił na wydechu. W sali rozbrzmiał głośny śmiech.  Aaron spojrzał na chłopaka niepewnie. Czemu on się śmieje?- pomyślał, patrząc na rozbawionego szatyna.
    - Wiesz... - zaczął mówić. - Dla Maurycego nie istnieje takie coś jak związek. On ma swoje prawa, którymi się kieruje. Chce z kimś się przespać, to po prostu to robi. Z drugiej strony... - przerwał i posmutniał. Jego mina wskazywała na to, że intesywnie o czymś myśli. - Z drugiej strony, gdyby tylko okazał jakąś chęć zawarcia związku... A zresztą. Nieważne. Dla niego nie istnieje takie coś jak miłość. Zapamiętaj to.
    Aaron kiwnął głową i wyszedł z sali. Niezbyt chciał uwierzyć w słowa Kajetana, ale sytuacja, którą zastał wcześniej, wskazywała na to, iż to wszystko jest prawdą. Usiadł na ławce i oparł głowę o ścianę. Przymknął powieki.
    A więc Maurycy sypia z byle kim... Jak zwykła dziwka, pomyślał czując lekki ból w klatce piersiowej. I jeszcze ten obraz smutnego przewodniczącego w jego głowie. Te oczy, diametralnie zmieniające się z obojętnych na smutne, pełne żalu. Nie potrafił o tym zapomnieć.
    - Chcę dowiedzieć się o nim więcej - szepnął sam do siebie. Nurtowało go pytanie - dlaczego Maurycy taki jest? Aaron postanowił, że zbliży się do niego. Nie wiedział, jak to zrobi, ale był twardy w swoich postanowieniach. Zawsze dostawał to, czego chciał. Tak też musiało być w tej sytuacji. Martwiło go tylko zachowanie Maurycego, które wskazywało na to, iż nie jest zadowolony z jego towarzystwa...
     - Wszystko da się zmienić. Nie ma rzeczy niemożliwych - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Zapragnął stopić lodowe serce chłopaka. Złamać go.
     Ruszył do wyjścia, jednocześnie obmyślając w głowie plan, jak sprawić, aby jego stosunki z czarnowłosym były dobre. I nie, nie miał na myśli jakichkolwiek stosunków seksualnych. Nie chciał Maurycego w takim znaczeniu. Przecież to tak, jakby wziął dmuchaną lalkę i zaczął ją posuwać. Bez uczuć, emocji. Bez niczego. Tylko ile zdoła wytrzymać?

~~*~~
(Maurycy)

    Siedziałem na betonowych schodach, prowadzących do szkoły. Od dłuższego czasu, czekałem na Anikę i Kryspina, którzy mieli wrócić do szkoły na chwilę. Jednak w ich znaczeniu ta chwila trwała bardzo długo...
Rozjerzałem się niecierpliwie po placu. Większość osób już wyszła z terenu szkoły i skierowała się albo do domu, albo do jakiejś kawiarni. Każdy chciał zaznać wolności ostatni raz przed jutrzejszym rozpoczęciem nauki.
     Zerknąłem na zegarek. Czas mijał dalej, a żadne z nich wciąż nie przychodziło. Nie miałem ochoty czekać na nich dłużej. Przecież oni rano na mnie nie zaczekali. Czemu więc ja miałem to zrobić?
    Skoczę jeszcze sprawdzić, czy nie ma ich na korytarzu, pomyślałem i wstałem. Odwróciłem się gwałtownie i wpadłem na jakąś osobe. Do mojego nosa doleciał znajomy zapach z rana i  wzdrygnąłem się na samą myśl, że wpadłem na chłopaka z wcześniej. Cofnąłem się na bezpieczną odległość, zapominając jednocześnie, że nie mam za sobą miejsca. Straciłem równowagę i poczułem jak tracę grunt pod nogami. Spadłbym, gdyby nie ręce blondyna mocno zaciśnięte na moich ramionach, chroniące przed upadkiem...
    Zmarszczyłem gniewnie brwi. Znowu mi pomógł. Ponownie sytuacja zmusiła mnie do tego, aby mu podziękować. Przecież nie mogłem odejść bez słowa. Nie chciałem wyjść na niewychowanego bachora...
    - Dzięki - wymamrotałem niechętnie, niezwracając uwagę na to, czy chłopak zdoła mnie usłyszeć. Wyrwałem rękę z jego uścisku i zszedłem na plac w celu szybkiej ewakuacji z jego pobliża. Na dzisiaj miałem dość kontaktu z tym prześladowcą. Gdzie nie spojrzałem tam był on...
    - Czekaj - usłyszałem wołanie chłopaka, jednak nie zatrzymałem się. Niby po co?
    Blondyn złapał mnie za ramię, zmuszając, abym stanął. Przygryzłem wargę i odwróciłem się. Czarnooki roześmiał się. Czemu on się śmieje?!
    - Czego chcesz? - warknąłem. Spojrzałem na swoje ramię, na którym nadal widniała ręka chłopaka. - Długo jeszcze będziesz mnie trzymać? - Chłopak podążył za moim wzrokiem i, gdy zobaczył o co mi chodzi, szybko odsunął się.
    - Jestem Aaron - uśmiechnął się i wystawił rękę. Prychnąłem.
    - Na pewno chcesz uścisnąć moją dłoń? - spytałem rozbawiony. Co prawda poszedłem umyć dłoń po tym jak trzymałem ją na męskości Kajetana, no ale blondyn o tym nie wiedział...
    Uśmiech z twarzy blondyna nagle zniknął. Cofnął rękę wsadzając ją do kieszeni czarnych spodni. Tak bardzo chciało mi się śmiać. Na razie jest 3:2 dla ciebie, ale nie mam zamiaru przegrać, pomyślałem i poraz kolejny poczułem triumf.
    - Mauryś! - damskie wołanie wyrwało mnie z rozmyślań. Spojrzałem na schody, z których zbiegała Anika, ciągnąc za sobą niezadowolonego Kryspina. Gdy podbiegła do mnie i Aarona, spojrzała pytająco w moją stronę. Przez chwilę nie wiedziałem o co jej chodzi.
    - To jest Aaron - wskazałem na blondyna obojętnie. - Jak wcześniej mogłaś zauważyć jest nowy w naszej klasie, szkole i tak dalej. Aaronie, to jest Anika i Kryspin.
    Blondyn wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, a ona rzuciła mu się w ramiona mocno go ściskąjąc.
    - Łaaa, ale masz mięśnie! - pisnęła podniecona, macając zszokowanego chłopaka. Patrzyłem na tę sytuację cały rozbawiony. Masz za swoje, blondasku.
    - Już daj mu spokój. - Kryspin odciągnął Anikę i uścisnął dłoń Aarona. - Nie przejmuj się nią. Ma problemy psychiczne. - Powiedział rozbawiony klepiąc chłopaka w ramię.
    - Sam masz problemy psychiczne! - krzyknęła oburzona dziewczyna bijąc rudowłosego po plecach. Aaron roześmiał. Wszyscy zaczęli śmiać się. Oprócz mnie...
    Westchnąłem poirytowany. Ta sytuacja niezbyt zaczęła mi się podobać. Zbyt łatwo zaczęli się z nim spoufalać. Jeszcze brakuje, aby wracał z na...
    - Gdzie mieszkasz? - spytała dziewczyna.
    - Przy ulicy Leśnej.
    - O! To blisko nas. Wrócisz z nami, prawda? - Anika nie czekając na odpowiedź, wzięła chłopaka pod ramię i zaczęła go prowadzić. Odwróciła jeszcze tylko lekko głowę w moją i Kryspiną stronę i puściła nam oczko, wystawiając przy tym język.
    - Myślisz, że ten blondyn spodobał się Anice? - spytał Kryspin przyglądając się tej dwójce.
    - W sumie, to jest w jej guście. Chyba. A co? Zazdrosny jesteś? - spojrzałem na niego zaciekawiony.
    - Cii! Ciszej. - pisnął chłopak zakrywając mi usta. - Nie jestem zazdrosny! Niby o kogo? O tego kolorowego pajaca? Spójrz jak ona wygląda. - Prychnął oburzony.
    Zacząłem się śmiać. Aaron i Anika odwrócili się i spojrzeli na mnie pytająco. Machnąłem głową, aby dać im do zrozumienia, że nic godnego ich uwagi się nie stało. Kryspin szedł obok mnie patrząc na ziemię i kopiąc jakiś kamyk. Mogłem zauważyć jego zdenerwowaną minę. Położyłem mu rękę na ramieniu i przyciągnąłem go do siebie.
    - Nie martw się, rudzinko - szepnałem mu do ucha. - Przecież masz swoją czarnulkę z Infernus. A tak w ogóle, to coś się miedzy wami wydarzyło? - spytałem odsuwając się od niego.
    - Nie jest łatwa. Narazie nic ciekawego, ale piszemy ze sobą. Jest pierwszakiem - odpowiedział. Kąciki jego ust podniosły się lekko.
    - Więc działaj - powiedziałem, a po chwili dodałem szeptem - kochanie. - Chłopak wzdrygnął się i szybko odsunął ode mnie, czerwieniąc się na całej twarzy. Od dłużeszego czasu zastanawiałem się, czy Kryspin nie ma przypadkiem skłonności biseksualnych. On wciąż upierał się, że jest stuprocentowym hetero, ale jego reakcje wskazywały na coś innego... A może to tylko moja wyobraźnia?
    - Chodźcie szybciej, ślimaki! - zawołała nas Anika wciąż trzymając za ramię blondyna. Przyspieszyliśmy i tuż po chwili ich dogoniliśmy...

~~*~~
(Anika, Kryspin, Maurycy, Aaron)

    - Myślę, że to Maurycy powinien odprowadzić Aarona - powiedziała oburzona dziewczyna. - Przecież zna go najdłużej.
    Od kilku minut trwała rozmowa na temat tego, kto odprowadzi blondyna do domu. Chłopak mówił, że nikt nie musi tego robić, ale Anika upierała się, że ktoś musi mu pokazać okolicę, a tym samym odprowadzić...
    - Czy ja wyglądam jak niania? - czarnowłosy spytał, wskazując jednocześnie na siebie. Tamci zaczęli mu się uważnie przyglądać.
    - W sumie... - zaczął mówić Kryspin, ale gdy zobaczył zdenerwowaną minę przyjaciela, szybko zmienił temat. - To może ty Anika?
    - Ja...muszę gdzieś zadzwonić - powiedziała dziewczyna patrząc na bok. Nie chciała teraz na nich patrzeć. Bała się, że mogą cokolwiek wyczytać z jej twarzy. W głębi serca chciała odprowadzić blondyna, który bardzo jej się spodobał, ale musiała coś załatwić. Nie może odkładać tej rozmowy na później. Zbyt długo to robiła.  - A ty Kryspin?
    - Spotykam się z Kają - powiedział zadowolony. Cieszył się ze spotkania z czarnowłosą dziewczyną, którą poznał w Infernus. Oprócz tego od dzisiaj będzie mógł widywać ją w szkolę. Rozmarzył się i wyłączył z rozmowy...
    - Dooobra - westchnął poirytowany Maurycy. Zdenerwował się tą sytuacją. Jak to wyglądało? Stali na chodniku dyskutując o tym, kto odprowadzi Aarona do domu. Z drugiej strony nie sądził, aby odprowadzenie go było konieczne. Chłopak był wyższy, bardziej umięśniony. Jeżeli miałoby coś mu się stać na pewno poradziłby sobie, a jeśli chodzi o trafienie do domu, to przecież jakoś do szkoły musiał dojść, wiec z powrotem nie powinien mieć problemów...
    - W takim razie my już będziemy się zbierać - powiedziała dziewczyna i złapawszy Kryspina, ruszyła w stronę domu.
    - Chodźmy - rzucił Maurycy i zaczął iść, nie zwracając uwagę na towarzysza. Wcale nie miał ochoty, aby robić dodatkowe kilometry. Może jakoś daleko nie było, ale mimo wszystko nie chciało mu się.  Miał więcej rzeczy do robienia. Musiał posprzątać w pokoju i iść do fryzjera...
    Jakiś czas szli bez słów. Maurycy spojrzał za siebie. Był już daleko od miejsca rozstania z pozostałą dwójką. Nawet nie zauważył, że przeszli tak dużo...
    - Więc - zaczał mówić Aaron, idąc już teraz przy boku bruneta. - Mieszkacie jakoś obok siebie?
    - Nie. Wszyscy mieszkamy w jednym domu - zerknął na blondyna, aby móc zobaczyć jego reakcję. Aaron zmarszczył brwi. Niezbyt rozumiał o co chodzi. Z tego, co wie nie są rodzeństwem, więc czemu mieszkają razem? Maurycy wydał mu się coraz bardziej interesujący.
    - Dlaczego mieszkacie razem? - spytał. Na twarzy chłopaka pojawiło się coś w rodzaju bólu, ale szybko zostało to zamienione na maskę obojętności.
    - Jesteś bardzo ciekawski, Aaronie. Niestety nie wiem, czy mogę ci powiedzieć, dlaczego mieszkamy razem, tylko we trójkę. Rozumiem, że mogłeś poczuć się jak nasz nowy przyjaciel, ale ja cię nie przyjąłem do tego grona. Nie wiem, co inni o tobie myślą, ale ja... A zresztą, jeżeli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, to spytaj Anikę lub Kryspina. Może oni odpowiedzą na twoje pytanie. Daleko jeszcze?
    - Niedaleko. Na prawdę, jeżeli chcesz możesz już wrócić....
    - Okej. Widzę, że nie potrzebujesz już mojej pomocy - czarnowłosy pomachał ironicznie koledze i skierował się w stronę swojego domu. Wcale nie chciał go odprowadzać, ale nie liczył na to, iż blondyn powie mu, że może już wracać. Mógł go zatrzymać. Już dawno nie został tak potraktowany. Każdy wręcz bił się o niego, a on go po prostu olał. Przez połowe dnia wpatrywał się w niego, jak w obrazek, a teraz co? Kompletnie nic. Nawet nie podziękował, pomyślał ściskając ze złości pięści.
    - Czym ja się do cholery przejmuję? Tym idiotą? - prychnął. Szedł wyraźnie zdenerwowany. Gdyby mógł władać piorunami, wystrzeliwałyby one z niego i trafiały w byle co lub byle kogo.
    Przeszedł kilkaset metrów, gdy drogę zagrodzili mu podejrzanie wyglądający mężczyźni.
    - Witaj laleczko - powiedział jeden z nich, łapiąc go za ramię.
    - Chyba powinieneś zakupić okulary jeżeli nie odróżniasz mężczyzny od kobiety - odpowiedział na zaczepkę. Słowa z jego ust wypływały niczym jad. - A teraz życzę wam znalezienia innego kąska. - rzucił,  odtrącając jednocześnie rękę nieznajomego i ruszył przed siebie.
    - O! Jaki pyskaty - zaśmiał się drugi, podbiegając do bruneta i  łapiąc go za dwie ręcę mocno je unieruchamiając.
    - Tacy są najlepsi. - podszedł do nich trzeci i mocno uderzył go w twarz. - I co teraz, laleczko? - spytał rozbawiony, łapiąc czarne kosmyki włosów w dłoń.
    Maurycy splunął napastnikowi w twarz, dostając w odpowiedzi mocno w brzuch. Syknął z bólu i automatycznie zgiął się.
   - Tam jest ślepa uliczka. Chodźcie z nim, chłopaki - zawołał jeden z napastników.
Gdy prowadzili go przez ciemną, pomimo dnia ulicę, przez głowę Maurycego przepływały same przekleństwa. Tak bardzo chciał uciec, ale nie miał jak się wyrwać o wiele silniejszemu mężczyźnie. Mocno się z nimi szarpał, ale to nie odnosiło sukcesu. Czuł tylko mocniejszy uścisk. Postanowił zawołać pomoc.
    - Ratunku! - krzyknął z całych sił. Jeden z mężczyzn podszedł do niego i uderzył go z pięsci w brzuch.  - Pomocy! - powtórzył wołanie. Ponownie dostał, tylko tym razem w głowę. Obraz przed oczami rozmazał się. Poczuł jak jego nogi uginają się. Gdyby nie był trzymany przez mężczyznę, upadłby. Zachciało mu się wymiotować. Był bezsilny. Watpił, czy ktokolwiek zdołał go usłyszeć.  Zacisnął mocno powieki. Jeszcze brakowało mu tego, aby się rozpłakał. Wiedział doskonale, co planują. Przykre wspomnienia zaczęły wracać. Obiecał sobie, że nie da się już nigdy więcej potraktować jak szmatę. Obiecał Anice...
    Śliski język przejechał po jego szyji.  Wzdrygnął się i szarpnął mocno, aby wyrwać się mężczyźnie, co nie przyniosło skutku.  Usłyszał rozpinające się rozporki.  Zaczął mocniej się wiercić.  Cios zadany w plecy, spowodował, że osunął się bezwładnie na ziemię.  Czuł się bezsilny. Teraz uświadomił sobie to, jak jest cholernie słaby. Na samą myśl o tym, że czterech facetów będzie chciało się zaspokoić, zrobiło mu się nie dobrze. Zaraz zemdleję, pomyślał.  Gdyby był jeden lub dwóch napastników, mógłby bez problemu sobie poradzić...
    Jeden z mężczyzn pociągnął go tak, aby klęknął przed nim. Siegnął dłonią po swojego nabrzmiałego penisa i trącił nim po policzku czarnowłosego.
    Nie wezmę go do buzi. Wolę odgryźć sobie język, pomyślał, mocno przygryzając wargę.
    - Na co czekasz?! - krzyknął zniecierpliwiony mężczyzna. Chciał jak najprędzej poczuć swojego kutasa w ustach chłopaka, a później wziąć go mocno.
    - Chłopaczku, pośpiesz się, my też chcemy cię zerżnąć - powiedział poirytowanym głosem, drugi.
Maurycy nie dawał za wygraną. Coraz mocniej się zapierał. Coraz mocniej ściskał usta. Któryś z nich kopnął go w plecy i brzuch, ale to nie miało znaczenia. Przymknął powieki, aby powstrzymać łzy.

    - W takim razie od razu zerżnę cię w dupę! - mężczyzna zdjął szybko spodnie Maurycemu, niemal je rozrywając. Chłopak, pomimo oporu jaki stawiał, nadal był bezsilny. Poczuł smak krwi spływającej z jego ust, ale nadal mocno je przygryzał. Zaczął modlić się w myślach, aby ktokolwiek mu pomógł. Nie chciał znów czuć tego, co kiedyś.  Myślał, że zdołał od tego uciec...

1 komentarz:

  1. Ciekawe opowiadanie, naprawdę. Jednak jest wiele do poprawienia i nie mam tu na myśli błędów ortograficznych oraz językowych, ale także mogłabyś pisać jako jedna, okreslona osoba. To bardzo wkurzajace, ponieważ niekiedy nie można zrozumieć do kogo ta myśl należy. Kolejna rzecz nad którą musisz popracować to mianowicie częstotliwość dodawanych notek. Skoro założyłaś ten blog to jesteś też zobowiązana do niego! Jeżeli dalej będziesz tak długo zwlekać z nimi to nie zdobędziesz nowych czytelników, a chyba na tym zależy dla autora w pewnej mierze, prawda? Weź się więc w garść!
    Pozdrawiam, Bustle.

    OdpowiedzUsuń